Ceny prądu

Zatwierdzenie nowych taryf dla Enei i Energi dowodzi, że od ponad roku toczy się walka o raptem ok. 9 zł na rachunku odbiorcy. A to oznacza, że dla kilku złotych rozregulowano w Polsce cały rynek energii, które spokojnie mogłyby unieść przeciętne gospodarstwa domowe, a jedynie te najuboższe mogłyby otrzymać socjalną rekompensatę, o ile byłoby to uzasadnione.

Po wcześniejszym zatwierdzeniu taryfy dla Tauronu, który dał średnio 12 proc. podwyżkę rachunku, co przekładało się z grubsza na 8-9 zł, podobne stawki zostały zatwierdzone także dla Enei i Energi (bez nowej taryfy pozostaje jedynie PGE). I tego właśnie można było się spodziewać, bo URE zasygnalizowało, że tej wielkości podwyżkę jest w stanie zaakceptować. A ponieważ w rachunku z grubsza po połowie płacimy za sam prąd i dystrybucję, to energia dla Kowalskiego podrożała ok. 20 proc. Tyle, że nadal jest to z reguły poniżej kosztów wytworzenia, czyli może skończyć się utworzeniem rezerw. Jednak szefowie spółek energetycznych mają czyste sumienie, bo przecież starali się o wyższe taryfy, a to regulator stanął okoniem, więc prawdopodobnie nie grozi im posądzenie o działanie na szkodę spółek. Gdy mamy już kilka kluczowych liczb z nowych taryf to warto się zastanowić, czy histeria z cenami prądu rozpętana w drugiej połowie 2018 r. miała jakikolwiek sens.

Zacznijmy od motywacji, która była stricte polityczna i wyprzedziła jakiekolwiek rzetelne analizy ekonomiczne. Kilku najważniejszych polityków w państwie oświadczyło, że Polacy nie będą płacić drożej za prąd, a gospodarka wcale nie ucierpi na konkurencyjności, i basta. Tym samym polityka wyprzedziła rachunek ekonomiczny i „ocenę skutków regulacji”, co zawsze kończy się fatalnie. Politycy wiedzieli tylko, że straszak drogiego prądu może być wykorzystany w gigantycznej kampanii wyborczej, która rozpoczęła się wyborami samorządowymi, a zakończy prezydenckimi. Aby pokazać, jak  bardzo dbają o portfele Polaków postanowili, że nie będą oni płacić więcej za prąd, pomimo że to na nich spoczywa tak naprawdę odpowiedzialność za to, że mamy najdroższą energię w regionie z powodu utrzymywania skansenu energetycznego spod szyldu „węgla mamy na 200 lat”. Ceny CO2 poszły w górę z 5-6 euro za tonę  do 25 euro, czego nie byli nasi politycy w stanie zneutralizować na poziomie wolnego rynku, więc zabrali się za regulacje ustawowe, uchwalając pisaną na kolanie ustawę zamrażającą ceny prądu w samej końcówce 2018 r. Pośpiech był tak ogromny, że byliśmy świadkami wielomiesięcznego, czasami trącające kabaretem, maratonu pomysłów jak by tu zorganizować cały system rekompensat, aby nie doczepiła się Bruksela, a firmy energetyczne nie wpadły w finansowe tarapaty. Co ważne, ustawa została uchwalona jedynie na 2019 r., co niejako z automatu tworzyło problem na nowo od początku 2020 r. I rzeczywiście w nowy rok wchodzimy z takim samym zamieszaniem w sprawach cen prądu jak przed rokiem. Owszem, URE zatwierdza taryfy, ale politycy kombinują z rekompensatami dla gospodarstw domowych. Prąd za to podrożeje dla przedsiębiorców, więc i tak odczujemy to w usługach i towarach.

I w tym miejscu rodzi się pytanie, czy taka kolejna interwencja legislacyjna jest w ogóle potrzebna. Kiedy patrzy się na z grubsza 9 zł podwyżki w rachunku za energię, i zestawi się to z 7 proc. dynamiką płac, najniższym w historii bezrobocie, a przede wszystkim z gigantycznymi transferami socjalnymi idącymi w dziesiątki miliardów złotych rocznie, głównie dla rodzin z dziećmi i emerytów, to można zaryzykować stwierdzenie, że powszechnie byłby to ciężar do uniesienia i wielu nawet by nie zauważyło, że rachunek jest nieco wyższy. A jedynie dla osób, którym rzeczywiście grozi ubóstwo energetyczne, warto by zorganizować system pomocy i rekompensat oparty o kryterium dochodowe. Bo naprawdę zamożna rodzina żyjąca w inteligentnym domu wartym milion euro, gdzie wszystko jest na prąd, nie potrzebuje żadnej rekompensaty płaconej z publicznych pieniędzy. I taki system powszechnej rekompensaty jest niemoralny.

Zakładając, że zeszłoroczne podwyżki także opiewałyby na niewielkie kwoty okazuje się, że w imię politycznych celów rozregulowano cały rynek energii i skórka nie była warta wyprawki w kategoriach ekonomicznych.