Mimo wątpliwości dotyczących pomysłu budowy pierwszej w Polsce elektrowni atomowej, resort energii wykonuje kolejne działania, aby siłownia powstała. Wiadomo, że 1000 MW będzie kosztować ok. 15 mld zł, ale nadal nie wiadomo skąd wziąć pieniądze na najbardziej kosztowną inwestycję w historii energetyki.
Resort energii zaktualizował program polskiej energetyki jądrowej i trzeba jeszcze decyzji politycznej na poziomie rządu, aby go przyjąć. Nadal w grze są dwie lokalizacje: Żarnowiec oraz Lubiatowo-Kopalino, obydwie w województwie pomorskim, gdzie prowadzone są badania środowiskowe. Według resortu budowa trzech bloków w sumie o mocy 3000 MW to wydatek ok. 45 mld zł, zaś 4500 MW – ok. 67 mld zł. Jednak wiele zależeć będzie od źródeł i ceny kapitału.
I to jest właśnie wielka niewiadoma, nad którą głowią się analitycy spółek energetycznych oraz eksperci branżowi. Prace nad modelem finansowania trwają, wiadomo, że są alternatywy wobec kontraktu różnicowego, czyli zagwarantowanej przez państwo ceny energii dla wytwórcy: gdy cena rynkowa jest niższa – państwo dopłaca do niej, gdy wyższa – wytwórca zwraca nadwyżkę. Chodzi o to, aby dzięki kontraktowi inwestorzy mieli zagwarantowany zwrot na kapitale, a odbiorcy nie mieli zbyt drogiego prądu.
Sęk w tym, skąd wziąć przynajmniej pierwsze 15 mld zł na budowę jednego bloku? Kilka miesięcy temu można było usłyszeć z kręgów rządowych, że kasę na pierwszy blok jesteśmy w stanie zorganizować sami, ale przecież „drobne” 15 mld zł piechotą nie chodzi. Wielkie państwowe spółki, które są w spółce konsorcjalnej mającej budować elektrownię, zapewne mogą sypnąć groszem, ale mają też wydatki na swoje standardowe cele inwestycyjne i nie mogą się na atom zadłużać ponad miarę, bo zagroziłoby to ich stabilności finansowej. Dlatego inwestorzy giełdowi tak alergicznie reagują na wszelkie informacje o planach finansowania atomu przez poszczególne spółki. Generalnie przeceniają „zarażone” atomem akcje, bo panicznie boją się, że przy gigantycznych wydatkach pożegnają się z dywidendami na długie lata, a dla akcjonariuszy perspektywa udziału w zysku to podstawowa motywacja do trzymania akcji.
Pewne jest jedno: planiści rządowi muszą tak zbudować finansowanie programu atomowego, aby nie zarżnąć wielkich spółek, a stworzyć model bezpieczny dla wykonawców, banków oraz odbiorców energii.
Polityczna decyzja o realizacji programu jądrowego jest o tyle ważna, że w Unii Europejskiej stale rosną oczekiwania klimatyczne i bez dużego źródła zeroemisyjnego Polska nie będzie w stanie sprostać podnoszonym limitom redukcji emisji CO2. Alternatywą jest gigantyczna rozbudowa OZE, ale jak wiadomo lądowe farmy wiatrowe znalazły się od kilku lat na cenzurowanym z powodów politycznych, a morskie pozostają w fazie planów, choć potencjalnych chętnych do budowy – także wśród państwowych firm – nie brakuje. Zatem atom może okazać się kosztowną koniecznością, jeśli ma nastąpić stopniowy rozwód Polski z węglem i klimatyczna zgoda z Unią.