Energetyka

Gwałtownie drożejący prąd i giełdowe skoki cen skłoniły Towarową Giełdę Energii do wprowadzenia w porozumieniu z KNF oraz uczestnikami rynku widełek cenowych, czyli w praktyce nałożono kaganiec na zmienność cen. O ile powinno to zmniejszyć zagrożenie spekulacją na tym rynku, to nie powstrzyma rosnących cen energii, bo przyczyny leżą poza spekulantami i giełdą, czyli w CO2 i fatalnej polityce energetycznej państwa, które ulega lobby węglowemu.

Wprowadzenie widełek cenowych na wahania cen instrumentów finansowych opartych o energię elektryczną jest w interesie odbiorców prądu i pośredników w obrocie, bo po pierwsze ma za zadanie ustabilizować wahania cen, a po drugie zmniejsza ryzyko dla uczestników rynku. Mówiąc wprost: ma ukrócić spekulacje na energii, gdyby znalazł się odważny, który postanowiłby „zakręcić” ceną szczególnie na mało płynnym rynku. To pośrednie przyznanie się, że z cenami prądu jest gigantyczny problem, który z jednej strony skutkuje wzmożonym handlem i zmiennością cen na giełdzie towarowej, a z drugiej skokami cen trudno akceptowalnymi przez realnych odbiorców. Instrumentami powiązanymi z energią elektryczną można bowiem spekulować tak jak akcjami czy obligacjami, także na rynku praw do emisji CO2. Uznanie tych ostatnich według nowych europejskich regulacji za instrumenty finansowe sprawiło, że w naturalny sposób przyciągnęły one uwagę także kapitału spekulacyjnego, który zapewne częściowo jest odpowiedzialny za to, że cena tony CO2 skoczyła w 12 miesięcy z 5-6 euro do momentami nawet 25 euro. Wpędziło to producentów energii w Polsce w poważne tarapaty, bowiem mają często przestarzałe bloki węglowe emitujące bardzo dużo CO2 i zakup uprawnień stanowi dla nich finansowe obciążenie. Jeśli dodamy do tego zwyżkę węgla, to przepis na skok cen prądu o 50-70 proc. w skali roku był gotowy.

Jednak wprowadzenie ograniczeń zmian cen na rynku energii może mieć także negatywne skutki dla operatora platformy. Otóż żaden inwestor nie lubi rynków, na których coś jest administracyjnie ograniczane, bo koniec końców może to skutkować mniejszą płynnością i odejściem części graczy. W takim scenariuszu zmniejszyłyby się także przychody giełdy z tego intratnego rynku. Czy tak się stanie, przekonamy się gdy minie trochę sesji z widełkami na energię.

Jednak nie sposób nie doszukiwać się także szeroko rozumianych motywacji politycznych dla podjęcia decyzji o nałożeniu kagańca na zmienność cen na rynku energii. Otóż ceny prądu dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw, szczególnie energochłonnych, stały się problemem politycznym. Początkowe zapewnienia premiera, że droższy prąd nie uderzy w konkurencyjność polskiego przemysłu, okazały się mocno przestrzelone. Tak samo jak deklaracje, że mimo że dla firm prąd drożeje o ponad połowę, to konsumenci indywidualni nie mają się czego obawiać w taryfach na 2019 r. Politycy w końcu skapitulowali przez prawami podaży i  popytu, i okazało się nagle, że resort energii pracuje nad systemem rekompensat dla firm, a gospodarstwa domowe mają nie zapłacić więcej niż „5 proc.” w rachunkach. Jednak zarówno na poziomie europejskim handlu prawami do emisji CO2 jak i krajowym w handlu energią padło podejrzenie, że winni są spekulanci, a nie błędna polityka prowęglowa prowadzona uparcie przez polski rząd. Dlatego nie dziwi, że na krajowym podwórku postanowiono spekulantom na giełdzie towarowej powiedzieć stanowcze „nie”. Oby tylko wygodne obwinianie o wszystko spekulantów nie przesłoniło prawdziwych przyczyn wzrostu cen prądu prądu, jakimi są błędy w polityce energetycznej i kurczowe trzymanie się węgla.