Energetyka

Parlament Europejski zaproponował nowy cel udziału Odnawialnych Źródeł Energii: 35 proc. w końcowym zużyciu energii brutto do 2030 r. Oznacza to, że w Polsce musi się zmienić podejście polityczne do OZE i ponownie zostać stworzony klimat do inwestycji w tej branży.

Jak na razie minister energii Krzysztof Tchórzewski powiedział, że to może być wyzwanie w tym terminie dla Polski trudne, a wręcz prawie niemożliwe. Niestety, dzieje się tak nie z powodów po stronie branży OZE, lecz fatalnego klimatu wokół energii odnawialnej jaki zapanował od zmiany rządu. Nowe regulacje w zasadzie zastopowały rozwój branży, a opłacalność starych inwestycji stanęła pod znakiem zapytania, bo państwowe koncerny energetyczne wypowiadają lub uznają za nieważne długoterminowe umowy na kupno tzw. zielonych certyfikatów. To szok dla inwestorów ufających w stabilność prawa. W efekcie inwestorzy zagraniczni grożą sądami arbitrażowymi, jeśli polski rząd nie rozwiąże problemu, bo uważają, że zostały naruszone ich interesy – prowadzenie farm wiatrowych stało się nieopłacalne, a wiele z nich powstało za kredytu bankowe, które trzeba spłacać.

W efekcie wokół OZE powstał fatalny klimat inwestycyjny, gracze zagraniczni są obrażeni na sposób, w jaki zostali potraktowani, a tymczasem okazuje się, że nowe regulacje europejskie prawdopodobnie nie pozostawią Polsce wyjścia, jeśli chodzi o rozwój OZE i to na skalę, jakiej się nie spodziewano. Kto zatem może udźwignąć ten ciężar, jeśli po raz drugi nie prywatni inwestorzy? Państwowe koncerny energetyczne mają na głowie budowę wartych grube miliardy nowych bloków węglowych, a za chwilę być może zostaną poproszone na wyłożenie kasy na elektrownię atomową, bo w rządzie i resorcie energii czuć wolę polityczną, aby atom był w Polsce.

To poważny problem i inwestycyjny, i wizerunkowy naszego kraju w oczach inwestorów, także zagranicznych, ponieważ już raz zostali sfaulowani, a teraz być może będą proszeni o udział w OZE 2.0. Czy się na to zdecydują? W  biznesie obrażanie się to kiepska droga do robienia dobrych  interesów, więc jeśli rząd zabezpieczy odpowiednie zmiany legislacyjne i zmieni się polityka koncernów energetycznych, to niewykluczone, że inwestorzy wrócą do OZE, a poprzedni konflikt zostanie załatwiony polubownie i Polska uniknie ciągania po sądach arbitrażowych, co – jak pokazał przykład PZU – w końcu może doprowadzić do rząd do bardzo trudnej sytuacji.

Dlatego zamiast kręcić nosem na nowe regulacje unijne, lepiej już teraz w strategii energetycznej pomyśleć, w jaki sposób zapewnić w Polsce warunki do rozwoju OZE, aby wilk był syty, i owca cała. Kierunek w światowej, a szczególnie europejskiej energetyce, jest jasny: odejście w miksie energetycznym od węgla i postawienie na źródła niskoemisyjne lub zeroemisyjne. Walka ze światowym trendem może okazać się kosztowna i dla rządu, i dla spółek energetycznych.