Energetyka

W cieniu rządowych wysiłków, aby urzędowo zatrzymać podwyżki cen prądu z powodu trzymania się modelu energetyki węglowej, właśnie zapadła klamka w sprawie budowy wielkiego bloku w Ostrołęce. Teoretycznie ma być to ostatnia wielka węglówka w Polsce, ale niestety, wcale nie jest to takie pewne.

Wydanie polecenia rozpoczęcia prac związanych z budową 1000 MW bloku w Ostrołęce zapewne przypadkowo zbiegło się w czasie z sejmowymi pracami nad powstrzymaniem wzrostu cen prądu, i jest symbolicznym dowodem, że rząd nie wyciąga żadnych wniosków z prawdziwych przyczyn powstania węzła gordyjskiego z cenami energii. Budowa nowego bloku, kosztującego 6 mld zł, jest konsekwencją obietnicy wyborczej złożonej w 2015 r. Ostrołęce przez PiS, ale plany jej budowy sięgają jeszcze rządów PO-PSL, kiedy została ona jednak zamrożona. Z punktu widzenia polityki gospodarczej lokalizacja nowej siłowni w Polsce północno-wschodniej jest uzasadniona, bo to region zubożony energetycznie, a budowa nowej infrastruktury energetycznej jest istotne dla rozwoju całego regionu. Na tym jednak wskazania „za” nowym  blokiem w Ostrołęce się kończą, bowiem oparcie go o węgiel jest w obecnych czasach strategicznym błędem, za który będziemy płacić przez dekady – wszak „życie” elektrowni węglowej wynosi 30-40 lat. Argumenty za takim scenariuszem są mocne, ale lekceważone.

 

Po pierwsze, kierunek polityki klimatycznej Unii Europejskiej jest jednoznaczny: dekarbonizacja. I choć nie mam mowy o takim 100 proc. procesie, to Polska z 80 proc. udziałem węgla stoi na z góry przegranej pozycji. A plany utrzymania spalania węgla na niezmienionym poziomie do 2040 roku brzmią jak ponury żart z europejskich trendów. I nawet jeśli udział węgla w miksie spadnie do 50-60 proc. w wyniku przyłączania nowych źródeł niskoemisyjnych i zeroemisyjnymi, to obciążenia finansowe dla polskiej gospodarki będą nadal, bowiem elektrownie węglowe będą musiały kupować i tak coraz więcej praw do emisji CO2. I najprawdopodobniej będzie to coraz bardziej kosztowne z uwagi na ograniczaną administracyjnie podaż. Owszem, można usłyszeć, że rozwijanie modelu energetyki węglowej, czego dowodem jest rozpoczęcie prac w Ostrołęce, jest oparte na założeniu, że w wyniku zmian politycznych w Unii runie cały system handlu ETS, ale tak na naprawdę to niebezpieczna gra obliczona faktycznie na rozpad Unii Europejskiej, co miałoby nieobliczalne konsekwencje dla Polski w każdej dziedzinie, a przysłowiowe ocalenie dzięki temu energetyki węglowej (nie byłoby np. praw do emisji CO2 i każda elektrownia mogłaby spalać tyle węgla, ile dusza zapragnie) w żaden sposób nie kompensowałoby gigantycznych strat gospodarczych i geopolitycznych. Dlatego źle się stało, że rząd nie zdecydował się, za a jego pośrednictwem władze spółek Energa i Enea, na budowę w Ostrołęce bloku opalanego gazem, który ma z grubsza o połowę mniejsze emisje CO2 od paliwa węglowego. Tym bardziej, że zapewnienie w perspektywie 30-40 lat dostaw węgla z krajowych kopalń jest problematyczne i można założyć, że w pewnym momencie „życia” nowego bloku w Ostrołęce popłynie do niej węgiel rosyjski odprawiany w Braniewie, gdzie już teraz wjeżdżają największe w historii rosyjskie dostawy.Tylko że wtedy, pojęcie bezpieczeństwa energetycznego będzie pustym frazesem, bo dostawy węgla z kierunku wschodniego mogą być odcięte jedną decyzją polityczną.

W sumie równoległe rozpoczęcie prac w Ostrołęce i gaszenie pożaru z cenami energii jest dowodem na rządowe rozdwojenie jaźni i brak zrozumienia, że u podstaw obecnych problemów, które zagrażają konkurencyjności naszej gospodarki, leży fatalna polityka energetyczna, która opiera się na węglu. Ale niestety, resort energii ani rządowi planiści kompletnie ignorują opinie wielu niezależnych ekspertów, którzy wskazują, że budowa węglówki w  Ostrołęce to poważny błąd. Rachunek zapłacimy za to wszyscy. Pewne jest, że Polska potrzebuje nowych i stabilnych źródeł mocy, bo musi wycofać wiele przestarzałych i wysokoemisyjnych bloków, ale w tym celu trzeba zmienić myślenie w kierunku bloków gazowych i podjąć decyzję o atomówce, bo w przeciwnym razie okaże się, że węglowa Ostrołęka wcale nie jest ostatnia.