Energetyka

Potężne zamieszanie ze składaniem wniosków o utrzymanie niższych cen prądu idealnie wpisuje się w fatalną politykę wobec przedsiębiorców prowadzoną przez resort energii. Od początku roku doświadczają oni niepewności biznesowej, która utrudnia im biznes.

Końcówka ubiegłego tygodnia to festiwal lęku spod szyldu: „zdążymy, nie zdążymy” przeżywanego przez wszystkich, którzy w drugim półroczu chcieliby (a któż by nie chciał?) kupować prąd po zamrożonej cenie. Kiedy okazało się, że czas na składanie wniosków jest bardzo krótki, biura obsługi koncernów energetycznych zostały zmuszone do pracy przez weekend, pojawiły się plotki, że termin – mijający 29 lipca o północy – może zostać przedłużony, a także że wnioski można składać pocztą i decyduje wówczas data stempla pocztowego. W całym zamieszaniu chodzi o to, że zgodnie z przepisami uprawniony do tańszego prądu musi złożyć u swojego dostawcy oświadczenie potwierdzające jego status. W efekcie np. szpitale muszą potwierdzić, że są… szpitalami itd. Sprawa dotyczy mikro i małych przedsiębiorców, szpitali czy uczelni wyższych. W sumie mamy z grubsza dwa miliony uprawnionych firm oraz kilkadziesiąt tysięcy instytucji sektora publicznego. Wystarczy spojrzeć na te liczby, aby przekonać się, że to potężna operacja, zarówno dla odbiorców końcowych ubiegających się o „zamrożone” ceny, jak i sprzedawców, czyli firm energetycznych. Efekt był taki, że w 2019 roku mieliśmy obrazki rodem z PRL, gdzie wnioskodawcy stoją w kolejkach jak po deficytowy wówczas papier toaletowy. Wpływa to fatalnie na i tak nie cieszący się dobrą reputacją resort energii. A jednak wcale nie dziwi śledzących jego działania w tym zakresie. Dlaczego? Otóż chaos z oświadczeniami wpisuje się idealnie w sposób prowadzenia działań resortu energii, który przez miesiące tyle razy wystawił przedsiębiorców i innych zainteresowanych tańszym prądem na próbę nerwów, że powinni się już chyba przyzwyczaić, że operacja pod tytułem „zamrażamy ceny prądu” powinna być nominowana do jakiejś prestiżowej nagrody „jak czegoś nie należy robić”.

Nawet jeśli dziś do północy lub pocztą większość zainteresowanych złoży oświadczenia, to pozostanie im przekonanie, że po raz kolejny w politycznej grze o utrzymanie cen prądu stali się jej ofiarami. I właśnie ten wątek polityczny jest bardzo istotny, bo w całej akcji z zamrożonym prądem chodzi  o to, aby nie rozeźlić wyborców w środku cyklu wyborczego. Dlatego 15 mln gospodarstw domowych nic nie musi robić, bo gdyby  tylu wyborców musiało stanąć w kolejkach do biur firm energetycznych i wypełniać jakieś papiery, to następna kolejna w jakiej by się ustawili to jesienią do urn wyborczych, aby oddać głos na opozycję.

Otwarte pozostaje pytanie co będzie w kolejnych latach? Bo „stabilizowanie” cen, czyli faktycznie wyłączenie rynkowego wzrostu cen, ma trwać tylko do końca drugiego półrocza 2019 r. W końcu trzeba

Będzie przyznać się do tego, że na dłuższą metę nie da się ingerować w rynek energii, bo kosztuje to państwo grube miliardy złotych. I odbiorcy, na początek przede wszystkim przedsiębiorcy, zobaczą wyższe rachunki.