Energetyka

Państwowe grupy energetyczne prześcigają się w deklaracjach i działaniach związanych z rozwojem OZE, coraz mnie mówiąc o węglu. To sygnał, że dostrzegają nieuchronne zmiany w branży, które z jednej strony zmierzają do dekarbonizacji, a z drugiej są reakcją na spadające ceny technologii OZE.

Koncerny energetyczne przepraszają się z OZE, których rozwój blisko cztery lata temu decyzją polityczną został faktycznie zablokowany. Ostatnie miesiące to wręcz wysyp pomysłów i biznesowych inicjatyw, które mają jeden wspólny mianownik: wytwarzać jak najwięcej energii z odnawialnych źródeł. Planowane są budowy farm fotowoltaicznych, morskich farm wiatrowych, a operatorzy chwalą się rosnącą liczbą podłączeń instalacji OZE. Można zaryzykować nawet pogląd, że nadszedł czas na zieloną energię i stała się ona politycznie modna.

Ma to kilka głębokich przyczyn. Po pierwsze nic nie wskazuje na to, aby Unia Europejska zmieniała swój kierunek polityczny, który zmierza do ambitnych celów redukcji emisji CO2, a w dalszej kolejności neutralności klimatycznej. Taką strategię w Zachodniej Europie wzmocniły wyniki eurowyborów, które wskazały, że partie stawiające na ekologię i ochronę klimatu znajdują coraz większy posłuch wśród wyborców, więc politycy starają się wpisać w ten trend. Zatem chcąc być „sercem Europy” Polska nie ma wyjścia, tylko podążać tym tropem, bo alternatywą byłoby opuszczenie wspólnoty. Jednak ponieważ polexit nie jest na poważnie brany pod uwagę przez żadną liczącą się siłę polityczną, to nie pozostaje nic innego, jak stopniowe dostrojenie naszej energetyki do OZE. Po drugie notowania uprawnień do emisji CO2 – po szokowym skoku w zeszłym roku – utrzymują się na wysokich poziomach i prognozy mówią o dalszym wzroście, nawet do 30-40 euro za tonę. Ma to bardzo konkretne skutki biznesowe dla krajowej energetyki, która w ok. 80 proc. bazuje na węglu. Po prostu produkujemy coraz droższą energię, która osłabia konkurencyjność naszego przemysłu, a dla firm energetycznych grozi spadkiem, jeśli nie utratą w dłuższym terminie, rentowności. Tym bardziej, że ceny prądu stały się elementem gry politycznej i aby je zamrozić i wstrzymać rynkowe zmiany cen na rynku energii, dokonano legislacyjnej ingerencji, czyli wprowadzono system rekompensat. Tyle, że na jeden rok, a co będzie dalej, to dopiero zobaczymy.  Po trzecie, technologie OZE mają to do siebie, że ich ceny spadają i stają się coraz bardziej efektywne, co w kalkulacjach biznesowych coraz bardziej kusi wytwórców, aby właśnie sięgnąć po te źródła. Dlatego o OZE politycy przestali mówić źle i zostały zrehabilitowane po trzech latach nagonki. Władze państwowych firm energetycznych czują pismo nosem, i zaczęły prześcigać się w ogłaszaniu planów związanych z rozbudową mocy odnawialnych.

Ciekawe na tym tle jest to, że im więcej mówi się w Polsce o OZE, tym mnie o węglu. Co z natury rzeczy powoduje nie tylko irytację, ale także poważne zaniepokojenie związkowców górniczych, którzy zaczynają się obawiać o przyszłość swoją oraz krajowych kopalń. A mają czego, ponieważ górnictwo jest coraz mniej efektywne, w zeszłym roku import węgla – głównie z Rosji – pobił rekord, śląskie kopalnie starej daty fedrują coraz głębiej, gdzie warunki geologiczne i zagrożenie metanowe podważają ekonomiczny sens wydobycia. W efekcie lobby węglowe, które przez ostatnie cztery lata święciło triumfy i nadawało ton polityce energetycznej, zostało wyraźnie zepchnięte do defensywy. Nowych kopalń nikt nie chce budować, a tym bardziej samorządowcy, a inauguracja nowej inwestycji JSW to częściowo stare złoża, a przede wszystkim węgla koksującego, więc nie dla energetyki, lecz hutnictwa. Tymczasem górnicy chcą podwyżek na przyszłe lata, nie bacząc zupełnie na to po ile będzie węgiel i czy kopalnie będzie stać na wypłatę dotychczasowych pensji. Państwowy ratunek dla górnictwa zafundowany przez PiS i obliczony na efekt polityczny na swój sposób zdemoralizował branżę górniczą, która zamiast się restrukturyzować w czasie kilka tłustych lat na rynku węgla, po prostu w większości przejadała zyski, ulegając coraz to nowym żądaniom płacowym. Tym razem jednak rehabilitacja OZE może stać się poważnym zagrożeniem dla interesów lobby węglowego, szczególnie po zakończeniu cyklu wyborczego w połowie 2020 r. I żadne zapewnienia, że „węgla mamy na 200 lat” nie pomogą.

Dlatego warto śledzić rozpoczęte starcie między OZE a węglem. Choć na razie to walka Dawida z Goliatem, to Goliat ewidentnie staje się coraz słabszy, a Dawid staje się ulubieńcem politycznym i faworytem biznesowym dla branży energetycznej. Im szybciej będą szły w dół ceny technologii OZE, a równolegle rosły ceny CO2 i spadały ceny węgla, tym szybciej pójdzie transformacja naszej energetyki w kierunku zielonym, za rosnącą społeczną akceptacją.