Energetyka

Uzależnienie prawa do rekompensaty za droższy prąd od dochodu jest krokiem w dobrą stronę, ale zaliczanie  do tej grupy całego pierwszego progu podatkowego nie jest dobrym pomysłem. Dopłata powinna być jedynie dodatkiem socjalnym dla naprawdę potrzebujących.

Powoli krystalizuje się sprawa cen prądu w 2020 r. Wiadomo już, że nie będzie na takich zasadach jak w zeszłym roku, kiedy państwo oraz koncerny energetyczne „wzięły na klatę” całość skutków zamrożenia cen dla gospodarstw domowych, które powinny wzrosnąć z grubsza minimum o 20 proc. z powodu skokowego wzrostu uprawnień do emisji CO2 oraz kurczowego trzymania się przez naszą energetykę węgla jako podstawowego paliwa. Długo nie było wiadomo co z cenami na 2020 r. Po likwidacji resortu energii głównym odpowiedzialnym na odcinku „prąd dla Polaków” został szef resortu aktywów państwowych Jacek Sasin, który w obozie rządzącym ma bardzo mocną pozycję polityczną. Dla rządu stało się jasne, że utrzymanie zamrożenia cen prądu na zasadach z 2019 r. jest zbyt kosztowne. Dlatego pomimo wcześniejszych deklaracji, że wszyscy Polacy nie zapłacą za prąd w 2020 r. więcej, okazało się, że projekt ma dać prawo do rekompensaty tylko dla osób,  które znajdą się w 2020 r. w pierwszej grupie podatkowej, czyli zarabiających brutto miesięcznie nie więcej niż 7127 zł (85 524 zł brutto rocznie). A dodatkowo będą mogli otrzymać świadczenie dopiero w 2021 r., kiedy będzie wiadomo ile prądu zużyli oraz w jakim są progu podatkowym. To wszystko ma kosztować państwo maksymalnie 3 mld zł.

To duża zmiana jakościowa pod względem 2019 r., kiedy prąd był zamrożony dla gospodarstw domowych niezależnie od ich zamożności. Ale niewielka ilościowa, bowiem przyjmuje się, że w pierwszej skali podatkowej znajduje się ok. 98 proc. podatników. Zatem rekompensata w praktyce nadal będzie powszechna. Takie podejście, czyli uzależnienie ewentualnej rekompensaty od zamożności proponowałem wielokrotnie na swoim blogu, jednak w jeszcze innej postaci. Pisałem, że nawet za niemoralne można uznać działania, w którym państwo dopłaca za prąd posiadaczowi domu za milion euro, którego najzwyczajniej w świecie stać na kilka złotych więcej miesięcznie za rachunek, bo więcej może wydawać np. na napiwki. O tym, że chodzi o niewielkie realnie kwoty przekonaliśmy się w tym roku, gdy Urząd Regulacji Energetyki zatwierdził taryfy na 2020 r. i średni wzrost miesięcznego rachunku wyniósł 9 zł (odpowiada to z grubsza 20 proc. podwyżce ceny prądu, bo drugim składnikiem rachunku jest opłata za dystrybucję).

Dlatego najbardziej sprawiedliwym społecznie byłoby rozwiązanie, w  którym rekompensata tak naprawdę staje się świadczeniem socjalnym dla najuboższych, którzy nie są w stanie związać koniec z końcem i są wspomagani np. przez pomoc społeczną. Wysokie ceny prądu mogłyby sprawowadzić na takie rodziny nawet ubóstwo energetyczne. W projekcie resortu aktywów tak jednak nie jest, a rekompensaty otrzymają także średnio zamożni Polacy, szczególnie zarabiający blisko granicy kolejnego progu podatkowego. Jaka motywacja przyświeca takiemu systemowi rekompensat?

Niestety, nie można się oprzeć wrażeniu, że ceny prądu zostały zaprzęgnięte do celów politycznych, ponieważ 2019 i 2020 to lata wyborów: europarlamentarnych, parlemantarnych oraz prezydenckich. Politycy najwyraźniej postanowi nie zrażać sobie wyborców droższym prądem, dlatego zaproponowali zamrożenie cen dla wszystkich w 2019 r. i proponują rekompensaty w 2020 r. z wyłączeniem najzamożniejszych, co w odbiorze społecznym będzie łatwo zaakceptowane z uwagi na populistczny wydźwięk i powszechne przekonanie, że „bogatsi powinni płacić więcej”. Także za prąd. Ci ostatni tego nawet nie zauważą, a większości wyborców będzie można zakomunikować, że rząd dba o polskie rodziny i chroni je przed skutkami drogiego prądu, o co najłatwiej obwinić Brukselę. O katastrofalnych skutkach braku reform w polskiej energetyce opartej na węglu, która sprawia, że mamy z grubsza o 20 proc. droższą energię niż nasi sąsiedzi, zapewne nie usłyszymy. W 2021 r. najprawdopodobniej ceny prądu nie będą już rekompensowane, gdyż cykl wyborczy będzie zakończony i przyjdzie czas na powiedzenie prawdy ile energia w Polsce powinna kosztować, aby producenci nie ponosili strat.