Energetyka

Ogłoszenie wezwania przez PGE na Polenergię jest kolejnym sygnałem, że państwo chce dominować w energetyce, nawet kosztem prywatnych podmiotów. W tym wypadku nie może być już mowy o żadnej „repolonizacji”, tylko o czystej nacjonalizacji w branży. Takie działanie wpisuje się trend umacniania państwa w gospodarce, także pod względem kapitałowym.

Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że decyzja PGE jest stricte korporacyjna i rząd nie ma tutaj nic do gadania, tylko organy spółki, ale realia branży energetycznej w Polsce są takie, że wszystkie decyzje spółek kontrolowanych przez państwo mają podłoże polityczne. Tyle, że chęć przejęcia Polenergii nie można już uzasadnić „repolonizacją”, tak jak to było w wypadku polskich aktywów Vattenfalla czy EDF. Zakup polskiej prywatnej spółki „od zawsze” jest niczym innym, jak klasycznym krokiem do dalszej nacjonalizacji sektora energetycznego, z którego krok za krokiem wypadają prywatne podmioty, co szczególnie widać w OZE na skutek nowych regulacji i decyzji państwowych koncernów. I w tej transakcji OZE ma swoje znaczenie, bowiem Polenergia chce budować potężne farmy wiatrowe na Bałtyku i przygotowuje się do tego już od lat. Dlatego z biznesowego punktu widzenia zakup Polenergii może mieć uzasadnienie, skoro PGE teraz także chce farm na Bałtyku, a resort energii uważa, że czeka nas rozwój energetyki odnawialnej, szczególnie na morzu.

Krok PGE jest także ciekawy w kontekście tego, co powiedział minister energii Krzysztof Tchórzewski na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach, że inwestorzy z OZE powinni… wesprzeć budowę elektrowni konwencjonalnych w co najmniej 50 proc. Znaczy: powinni dorzucić się albo siłowni węglowej, albo gazowej, albo do atomu, którego kosztów budowy w Polsce panicznie boją się prywatni współwłaściciele koncernów energetycznych. W takim scenariuszu, jeśli Polenergia sprzedałaby się PGE, to nie będzie już miała takiego problemu. Dlatego losy wezwania w branży tak silnie regulowanej przez państwo jak energetyka mogą być nieoczekiwane, nawet jeśli dotychczasowi właściciele Polenergii są zaskoczeni ofertą. Minister Tchórzewski powiedział także w Katowicach, że „emocje przesunęły się z energetyki węglowej do OZE”. Nie ma wątpliwości, że oferta PGE na pewno podniosła poziom emocji w całej branży. Ale minister powiązał też OZE na Bałtyku z decyzjami o rozwoju konwencjonalnej energetyki nad morzem, dając w kolejności priorytet tym ostatnim. Podsumowując:  najpierw drodzy inwestorzy zaangażujcie się w bloki systemowe, a potem możecie sobie stawiać wiatraki.

Dlatego warto bacznie obserwować losy wezwania PGE na Polenergię, bo jak w soczewce skoncentrują się tam strategiczne decyzje nie tylko właścicielskie, ale także polityki energetycznej państwa. Nie wiemy jeszcze czy wezwanie będzie „przyjazne”, czy „wrogie”, ani co może czekać Polenergię, jeśli odrzuci ofertę państwowego koncernu. W sumie właściciele prywatnej spółki mają bardzo twardy orzech do zgryzienia.