Wprowadzenie przez USA ceł na stal i aluminium z Unii Europejskiej, Kanady i Meksyku to rozpętanie wojny handlowej, która może położyć kres dobrej globalnej koniunkturze. Polska gospodarka, giełda i złoty także odczują jej skutki, bo żyjemy w globalnej wiosce i „nasza chata z kraja” wcale nie jest.
Polityka gospodarcza USA staje się nieprzewidywalna i burzy światowy porządek handlu między największymi obszarami gospodarczymi oraz poszczególnymi państwami. Dodatkowo została uzasadniona „gumowymi” powodami odwołującymi się do kwestii bezpieczeństwa narodowego, co oznacza, że była to decyzja polityczna, a nie ekonomiczna, bowiem „bezpieczeństwem narodowym” najłatwiej uzasadnić bezprawne działania w imię tzw. wyższego celu.
Musi to doprowadzić do działań odwetowych, które będą kolejnymi ciosami w globalny handel i wzrost gospodarczy. Meksyk i Kanada już zapowiedziały wprowadzenie odwetowych ceł, a Unia Europejska zapowiada reakcję „zdecydowaną i proporcjonalną”. Pewne jest jedno: decyzja Białego Domu będzie miała dalekosiężny wpływ nie tylko na porozumienia i umowy handlowe z jego najważniejszymi sojusznikami, ale także kontakty polityczno-wojskowe, bo powoduje obniżenie wzajemnego zaufania. Konflikt na płaszczyźnie gospodarczej łatwo przenieść na poziom polityczny i wojskowy, ze szkodą dla wszystkich stron.
Dla Polski i polskich przedsiębiorców największe znaczenie będzie miała reakcja Unii Europejskiej. Największa unijna gospodarka Niemcy są jednocześnie kluczowym globalnym eksporterem i wojna handlowa może dodatkowo osłabić już słabnącą gospodarkę naszego zachodniego sąsiada. Biorąc pod uwagę, że około 40 proc. wymiany handlowej Polski przypada na Niemcy, to wcześniej czy później rykoszetem oberwą polscy przedsiębiorcy.Bo skoro niemiecka gospodarka nie będzie potrzebować tylu surowców, towarów i usług, to spadną u nas zamówienia. To wszystko dzieje się w momencie, gdy co prawda polska gospodarka rozwija się w tempie 5 proc., ale głównym składnikiem wzrostu są zapasy. Dlatego na dłuższą metę trzeba liczyć się ze spadkiem dynamiki naszego PKB w scenariuszu spowolnienia gospodarczego w Unii Europejskiej, a przede wszystkim w Niemczech.
Globalna wojna handlowa to wydarzenie, które wywołuje także ogromne zagrożenie dla światowych giełd, gdzie notowane są firmy o międzynarodowych powiązaniach i globalnych rynkach zbytu. Rynek akcji w USA i Europie Zachodniej jest blisko szczytu po kilku latach gigantycznej hossy i wojna handlowa rozpętana przez USA może być pretekstem do wyprzedaży akcji. Tym bardziej, że w USA mogą wzrosnąć stopy procentowe i rentowności obligacji dojść do 4 proc., co zakończy erę taniego pieniądza i wywoła gigantyczne przesunięcia kapitału do USA, zatem jego odpływ m.in. z młodych rynków. I choć warszawska giełda zaliczana jest już indeksowo do dojrzałych rynków, to nie ma wątpliwości, że w wypadku odwrotu kapitału zagranicznego zostanie potraktowana jak rynek wschodzący, czyli posypią się nasze akcje i obligacje. A co za tym idzie, także kurs złotego, w szczególności do dolara. W sumie wojna handlowa Ameryki z „resztą świata” dotknie także polskich interesów, nawet jeśli nominalny wpływ ceł na polską gospodarkę i nasze towary będzie mikroskopijny. Zapłacimy za to wszyscy: przeceną akcji, obligacji, spadkiem kursu złotego, wartości jednostek TFI oraz OFE.