Według wstępnych danych GUS za zeszły rok polska gospodarka pędzi – wzrost PKB wyniósł aż 4,6 proc., czyli 1 pkt. proc. powyżej założeń budżetu. Jednak prawdziwym wyzwaniem na ten rok jest uruchomienie inwestycji prywatnych, które w zeszłym roku kulały, głównie z powodu niepewności przedsiębiorców.
Wzrost gospodarczy pobudzany przede wszystkim przez konsumpcję, to zdecydowanie za mało, aby gospodarka rozwijała się długoterminowo w zrównoważony sposób. Konsumpcja jest napędzana niespotykanymi w historii polskiej transformacji gospodarczej transferami socjalnymi, których utrzymanie w przyszłości zależy nie tylko od woli politycznej, ale także stanu budżetu. Na razie budżet ma się dobrze, ale znamy z niedalekiej przeszłości przykłady, jak w wyniku globalnego kryzysu wzrost PKB z 5 proc. może w ciągu zaledwie roku zjechać do nieomal zera, powodują ogromne turbulencje. Tak stało się po wybuchu kryzysu finansowego w 2008 r., którego skutki polska gospodarka mocno odczuła z powodu silnych związków z dotkniętymi recesją naszymi kluczowymi partnerami gospodarczymi, np. Niemcami. Zatem znacznie bezpieczniej jest budować gospodarkę, w której równomiernie rośnie i konsumpcja, i inwestycje, np. przemysłowe, które są znacznie bardziej odporne na skutki kryzysów. Państwa uprzemysłowione lepiej przetrwały kryzys 2008 r.
Pozostaje pytanie otwarte: kto ma w Polsce inwestować? Pewniakiem jest państwo, które ma do dyspozycji w najbliższych latach gigantyczne transfery unijne, które służą m.in. nadrobieniu naszego zacofania infrastrukturalnego. Niestety, dalej pewność inwestycyjna się kończy. Na poziomie samorządowym od dwóch lat mamy inwestycyjny problem, ale tak naprawdę kuleją inwestycje prywatnych firm. Dzieje się tak mimo, że przedsiębiorcy mają skumulowane ogromne ilości kapitału i w wielu przypadkach wcale nie muszą się posiłkować kredytem, aby przeprowadzić inwestycje. Co się dzieje? Moim zdaniem ich zachowawczość inwestycja ma swoje źródło w niepewności dotyczącej zmian legislacyjnych (wymiar sprawiedliwości, zakaz handlu w niedziele itd.), co powoduje, że nie mają poczucia stabilności prawnej, a także przekonania, że system sądowniczy nie zostanie upolityczniony w sposób, który będzie przeszkadzać w prowadzeniu interesów, np. na styku z państwem.
Twardy orzech do zgryzienia mają także inwestorzy zagraniczni, dla których warunek praworządności jest kluczowy przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych. Sytuacje konfliktowe są elementem ryzyka w każdej inwestycji, więc naturalne jest, że niezależne sądy są gwarantem, że będą sprawiedliwie rozstrzygać, kto ma rację. Niestety, upolitycznienie wymiaru sprawiedliwości grozi inwestorom prywatnym, że w starciu z organami państwa lub firmami kontrolowanymi przez państwo nie będą mieli równych szans. Takim przykładem może być sprawa inwestycji w Odnawialne Źródła Energii (OZE). Po wypowiedzeniu umów przez państwowe koncerny energetyczne prawdopodobnie rozpoczną się sprawy arbitrażowe zagranicą, co nie tylko grozi ogromnymi odszkodowaniami, ale także psuje wizerunek Polski za granicą i zniechęca inwestorów do lokowania kapitału w niepewnym otoczeniu.
Dlatego największym wyzwaniem w 2018 r. dla rządu i ministerstwa rozwoju jest przekonanie inwestorów prywatnych, zarówno krajowych jak i zagranicznych, że mogą bezpiecznie u nas inwestować. W przeciwnym razie rozwój gospodarki będzie oparty o inwestycje centralne, którym za kilka lat wyschnie źródło finansowania unijnego, oraz konsumpcję, zależną od globalnych zmian koniunkturalnych, na które rząd nie będzie mieć wpływu.