Państwo polskie po raz kolejny może stanąć przed perspektywą wypłaty odszkodowania dla inwestora, który poczuł się skrzywdzony i poszedł ze sprawą do międzynarodowego arbitrażu. Tym razem – jak donoszą media – fundusz Abris chce 2 mld zł za zmuszenie go przez Komisję Nadzoru Finansowego do sprzedaży akcji banku FM Banku PBP. Firma zarządzająca funduszem Abris, zarejestrowany w Luksemburgu PL Holdings, ma już wyrok Trybunału Arbitrażowego w Sztokholmie, który jest właściwy do rozstrzygania sporów Polski z inwestorami z Luksemburga.
Sprawa wywłaszczenia właściciela FM Banku kilka lat temu elektryzowała środowisko giełdowe, ponieważ po pierwsze sytuacja była precedensowa, a po drugie wokół sprawy było wiele niejasności. Abstrahując od racji Abrisa, które przekonały sędziów w Szkokholmie, warto zwrócić uwagę na potencjalne ryzyko, jako niosą ze sobą decyzje urzędnicze, czy to na poziomie resortów, czy rządowych agend. Wystarczy przypomnieć przypadek PZU, gdzie konflikt wokół umowy prywatyzacyjnej skarbu państwa z Eureko doprowadził do arbitrażu przed sądem w Londynie i groźby wypłaty odszkodowania sięgającego nawet 35 mld zł. Dopiero ugoda zawarta przez ministra skarbu Aleksandra Grada doprowadziła do polubownego zakończenia sprawy, debiutu PZU na giełdzie, wycofania się Eureko z akcjonariatu. Ale nic za darmo. Eureko otrzymało gigantyczną dywidendę z PZU, a także zarobiło miliardy złotych na sprzedaży akcji największego polskiego ubezpieczyciela.
W ten sposób spełnia się rzymska maksyma: „Pacta sunt servanda” (umów należy dotrzymywać). Niewykonanie umowy lub wydanie decyzji administracyjnej, która może skutkować szkodą dla zagranicznego inwestora wcale nie oznacza, że pójdzie on wyłącznie do krajowych sądów, aby szukać sprawiedliwości. Tam, gdzie przeciwnikiem jest państwo, o wiele bardziej rozsądne jest zwrócenie się do sądów arbitrażowych, które z zagranicy wydają wyroki nie obciążone myśleniem w kategorii „polskiej racji stanu”, tylko oceniają czy wykonanie umowy albo decyzja administracyjna nie szkodzą zagranicznemu inwestorowi. Dlatego, idąc na wojnę z zagranicznymi inwestorami, lepiej ważyć czy to się opłaca, bo alternatywą może być wielomiliardowe odszkodowanie.
To samo dotyczy również prób podważenie przez nowy rząd kilku prywatyzacji dokonanych za poprzedniego rządu PO-PSL. Nie ma co się łudzić, że inwestorzy zgodziliby się na przymusową repolonizację. Prawdopodobnie poszliby do sądów arbitrażowych, które – jak na razie wskazuje praktyka – nie są łaskawe dla państwa. Alternatywą pozostają ugody, które – jak pokazał przykład PZU – mogą jednak słono kosztować.