W poniedziałek 28 stycznia ruszy kampania telewizyjna objaśniająca i promująca program PPK. Im skuteczniejszy będzie będzie przekaz o konieczności oszczędzania dodatkowego na emeryturę, tym mniej osób skorzysta z prawa wypisania się z programu.
Polacy są fantastycznymi konsumentami – pod tym względem mogą się naprawdę od nas uczyć w Europie. Jednak jeśli chodzi o oszczędzania długoterminowe, to sytuacja jest odwrotna: nadwyżki kapitału wolimy najlepiej lokować na słynne lokaty trzymiesięczne (najdroższe dla banków pod względem pozyskiwania depozytów), zaś myślenie „długoterminowe”kończy się zazwyczaj na perspektywie jednego roku. Dlatego dobrowolne oszczędzanie na zabezpieczenie emerytalne w postaci IKE, IKZE i PPE tak bardzo kuleje od lat. W naszym portfelu takie oszczędności stanowią one zaledwie 1 proc. (!) w porównaniu z 37 proc. w bankach. Co więcej, relacja wartości przyszłych aktywów emerytalnych stanowi u nas zaledwie 0,1 proc. PKB, podczas gdy średnia dla UE wynosi 24 proc. (rekordzistka Holandia ma wskaźnik aż 173 proc.).
Dlatego wysiłek, aby budować u nas oszczędności emerytalne jest palącą koniecznością. Tym bardziej, że przechodzimy od dwóch dekad z systemu zdefiniowanego świadczenia do zdefiniowanej składki, czyli emerytury zależeć będą od tego ile sobie uskładamy oszczędności. A tego będzie niestety niewiele, bo wystarczy spojrzeć na otrzymywane do roku informacje z ZUS o teoretycznej stopie zastąpienia (ostatniej naszej pensji przez świadczenie emerytalne), aby zobaczyć, że wskaźnik ten oscyluje z grubsza wokół 30 proc. Jeszcze gorzej mają się przedsiębiorcy, których mamy w Polsce kilka milionów, a którzy odprowadzają w przygniatającej większości minimalne składki i po osiągnięciu wieku emerytalnego skazani są na wręcz głodowe świadczenia. Nie mamy więc wyjścia: chcąc podnieść stopę zastąpienia do choćby 50 proc. musimy dodatkowo oszczędzać na emeryturę.
I z tego powodu powodzenie PPK jest tak szalenie ważne. Nie tylko rządzącym, ale także całemu społeczeństwu powinno zależeć, aby program się udał i jak największy odsetek Polaków w nim pozostał. To ważne, bowiem PPK jest systemem nie tylko prywatnym i powszechnym, ale także dobrowolnym. O ile zostaniemy do niego zapisani z automatu, to mamy wybór czy chcemy się wypisać czy też nie. To kluczowa sprawa i największe niebezpieczeństwo programu. Twórcy PPK przewidują, że pozostanie w programie ok. 50 proc. osób to już będzie sukces. To nie wiele w porównaniu z Wielką Brytania czy Nową Zelandią, gdzie stopa przystąpienia wynosi ponad 80 proc., a bliżej Turcji (40 proc.). Widać po tym doskonale jak zaufanie do programów typu PPK idzie w parze z zaufaniem do państwa. Tutaj niestety widać, jak wielkie spustoszenie w zaufaniu do oszczędzania pod egidą państwa uczynił demontaż OFE i kampania zobrzydzania tego systemu prowadzona przez polityków od 2012 roku. Nie dziwi, że aż 63 proc. ankietowanych przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych odpowiedziało „nie” na pytanie „Czy Polacy zapiszą się do PPK?”. Zaufanie do państwa zostało podważone, bo okrojenie OFE z części obligacyjnej i niepewna przyszłość części akcyjnej to ewidentne złamanie umowy społecznej z końca lat 90. ubiegłego wieku. Mimo to trzeba trzymać kciuki za powodzenie PPK, bo inaczej nie sposób dać powszechny impuls do budowania długoterminowych oszczędności i ograniczenia konsumpcji. Od 1 lipca PPK ruszy w firmach zatrudniających powyżej 250 osób, gdzie pracuje 3,3 mln osób. Już w drugiej połowie roku dowiemy się na ile hasło kampanii społecznej PPK „W sumie się opłaca” okazało się skuteczne.