Przeżywająca kryzys gospodarka naszego zachodniego sąsiada negatywnie wpływa na PKB Polski, bo gdy nasz największy partner handlowy „kichnie”, to my mamy „katar”, i podważa prognozy znaczącego odbicia gospodarczego w tym roku po bardzo słabym 2023. Niemniej w dłuższej perspektywie można obstawiać scenariusz bardziej optymistyczny z Niemcami: w ciągu kilku lat nastąpi większe rozszycie naszych gospodarek, a dla polskich firm z nadmiarem kapitału otworzą się okazje do korzystnych przejęć i mocnego wejścia nie tylko na rynek niemiecki, ale i europejski.
Zanim jednak optymistyczny scenariusz się spełni, nie ma krótkoterminowo dobrych wiadomości gospodarczych z Niemiec. W zeszłym roku PKB spadł o 0,3 proc., czyli recesyjny rok w pełnej krasie. Można powiedzieć, że większości krajów UE nie było łatwo na czele z Polską, gdzie PKB drgnął ledwie 0,2 proc. w górę, ale kiedy jest się bogatą i przyzwyczajoną do silnej pozycji gospodarką, to recesja boli po dwakroć. Co gorsza, po bardzo rozczarowujących wynikach produkcji przemysłowej w grudniu (-1,6 proc.) widać, że niemiecki przemysł się zaciera, co jest fatalną wiadomością dla tysięcy kooperujących z nim polskich firm. Niemcy dopiero teraz w pełni zaczynają odczuwać skutki utraty taniej energii ze Wschodu, która była przez lata motorem napędowym. Ale problemów jest znacznie więcej i można zaryzykować stwierdzenie, że tania energia jedynie maskowała strukturalne problemy niemieckiej gospodarki, na czele z niemrawą cyfryzacją, która obecnie daje innym przewagi konkurencyjne. Na rynkach eksportowych, tam gdzie Niemcy mają problemy, szybko pojawia się konkurencja, przede wszystkim z Chin, które coraz mocniej robotyzują i automatyzują produkcję, bo czas przewagi taniej siły roboczej po prostu się kończy. Swoje zrobiły także podwyżki stóp procentowych przez Europejski Bank Centralny, aby zdusić inflację, która szczególnie dotkliwa była w Niemczech. Drogi kredyt powoduje, że tradycyjnie mocno zlewarowane niemieckie firmy mogą mieć problemy ze spłatą zobowiązań i nadejdzie fala restrukturyzacji i upadłości, a dotyczyć będzie nie tylko pozostającego w cyfrowej defensywie handlu, czego symbolem są losy starych sieci handlowych. Problem drogiego kredytu dotyczy tak samo niemieckich firm, jak i rządu federalnego. Berlin był przez lata przyzwyczajony, że jego „Bundy” cieszyły się tak ogromnym wzięciem, że mógł je sprzedawać nawet z ujemną rentownością, czyli – w uproszczeniu – inwestorzy dopłacali rządowi za obligacje, byle tylko mieć tak pewne papiery w portfelach. Dziś to już historia: rentowności przeszły na dodatnią stronę na początku 2022 roku i obecnie dziesięcioletnie papiery mają 2,4 proc. a w poprzednich miesiącach rentowności zbliżały się nawet do 3 proc. W efekcie rząd federalny pożycza drogo, choć oczywiście chcielibyśmy mieć w Polsce takie możliwości, bo u nas rentowności wynoszą 5,4 proc. Niemniej Niemcy muszą generować także nowy dług (w tym roku 39 mld euro), aby pokryć wydatki budżetowe, o których zmniejszanie jest niezwykle trudno. O czym świadczą protesty rolnicze, mające w tle zablokowanie redukcji dopłat do oleju napędowego. Pogarszająca się sytuacja gospodarcza przekłada się także na wzrost frustracji społecznych oraz popularności skrajnych partii politycznych.
Czy zatem sytuacja za Odrą powinna nas wyłącznie niepokoić? Nie do końca, bowiem przynajmniej w kilku obszarach możemy w dłuższym terminie odnieść korzyści. Po pierwsze może się zmniejszyć współzależność naszych gospodarek, co zapewni nam zdrowszą strukturę produkcji, bo mniej skoncentrowaną na jednym odbiorcy. Po drugie przeżywające kryzys niemieckie firmy mogą stać się celem przejęć, i to za nieduże pieniądze, dla krajowych firm, które przez dekady prosperity zakumulowały wiele kapitału i w wielu wypadkach nie muszą się nawet lewarować przy przejęciać, tylko wykładają gotówkę. Ta druga szansa otworzyłaby dla naszej gospodarki szerzej rynek niemiecki, który w wielu obszarach jest mocno hermetyczny dla obcych firm, więc – mówiąc kolokwialnie – jak chce się tam wejść, to trzeba coś na miejscu kupić, najlepiej ze znaną starą marką i na tej bazie budować sprzedaż za Odrą. Ale nie tylko, bo Niemcy są dobrym punktem wyjścia na cały wspólny rynek. W sumie wiele będzie zależeć od naszych przedsiębiorców i wiele racji jest w tym, że kluczem do dalszego rozwoju naszej gospodarki jest wreszcie odblokowanie prywatnych inwestycji, przede wszystkim na krajowym rynku, ale też zagranicą.