Obniżka stopy procentowej przez amerykański bank centralny Fed aż o 0,5 pkt. proc. dowodzi, że największe banki centralne szachują się wzajemnie stopami, aby stabilizować globalne przepływy kapitału oraz siłę swoich walut, bo jest to kluczowe dla ich gospodarek. W takiej rozgrywce nasz bank centralny nie może za długo stać z boku, bo utrzymywanie wysokich stóp procentowych sprzyja umacnianiu złotego, co bije w konkurencyjność eksporterów, a drogi kredyt ogranicza finansowanie firm przez sektor bankowy.
O ile sama decyzja Fed nie była zaskoczeniem, to już jej skala i owszem, ponieważ spodziewano się obniżki o 0,25 pkt. proc., a była dwuktrotnie wyższa. Amerykański bank centralny miał przesłanki inflacyjne do cięcia ceny kredytu, który pozostawał na niezmienionym poziomie 5,25-5,50 proc. od ponad roku (ostatnia podwyżka o 0,25 pkt proc. miała miejsce w lipcu 2023), bo inflacja w USA spadła do najniższego poziomu od ponad trzech lat – zaledwie 2,5 proc. w sierpniu. To pierwsze cięcie od czterech lat, czyli zamyka okres gospodarczych szoków postpandemicznych, związanych z kryzysem energetycznym i wojną w Ukrainie. Zatem na froncie inflacyjnym Fed faktycznie mógł ogłosić zwycięstwo, ale trudno znaleźć uzasadnienie takiego cięcia stóp w samej gospodarce, bo przecież rozwija się szybko, a rynek pracy jest mocny. Oczywiście zawsze znajdą się zwolennicy teori, że jest to prezent polityczny dla urzędującego obozu władzy w USA przed listopadowymi wyborami prezydenckimi, chociaż biorąc pod uwagę, że przełożenie się tańszego kredytu na realną gospodarkę zabiera ładnych kilka kwartałów, to trudno uznać taki ruch za prezent „tu i teraz”.
Zatem można poszukać uzasadnienia dla tak niespodziewanej decyzji (pod względem skali obniżki) w globalnym otoczeniu. A tam dzieje się bardzo dużo i tych działań nawet Fed po prostu nie może lekceważyć. A Europejski Bank Centralny już zdążył dwukrotnie obniżyć stopy, ostatni raz w tym miesiącu, co z wielu względów musiało zostać uwzględnione w decyzji Fed. Po pierwsze, EBC dwa razy obciął stopy o 0,25 pkt. proc., czyli w sumie w skali jaką zastosował teraz Fed. Główna stopa w strefie euro spadła do 3,5 proc., co mocno kontrastowało z wyższym poziomem w USA, powodując zmiany w przepływie globalnych kapitałów i wpływając na kursy walutowe. Od wielu lat można zaobserwować, że największe banki centralne grają w umownego globalnego ping-ponga ceną kredytu, wielokrotnie w krótkim czasie naśladując swoje ruchy, aby ich decyzje nie odbiegały od trendu globalnego nadawanego przez innych potentatów. Tak jak dla Fed ma ogromne znaczenie co robi EBC, a także Bank Japonii czy Bank Anglii, tak dla naszego banku centralnego mają znaczenie wieści z tych banków nadających ton polityce monetarnej na świecie. Nie można zbyt długo stać z boku, gdy rosną stopy na świecie, ani przeciwnie – gdy spadają. Grozi to bowiem albo odpływem albo przypływem kapitału, często spekulacyjnego, co odbija się na kursie walutowym oraz rentownościach obligacji. I czasem może dojść do sytuacji, gdy bank centralny niechętnie, ale jednak pójdzie w ślad za największymi i wpisze się w obniżki stóp, bo przeciwnym razie napływający kapitał będzie umacniać lokalną walutę, tak jak dzieje się to obecnie w Polsce. Euro kosztujące poniżej 4,30 zł z jednej strony pomaga walczyć nam z inflacją, bo mamy tani import, ale z drugiej uderza w firmy eksportujące, a przecież nasza gospodarka stoi eksportem. W efekcie eksporterzy nie tylko cierpią na wolumenie sprzedaży z powodu stagnacji gospodarczej w Unii Europejskiej, szczególnie w Niemczech, ale także na kursie walutowym. Może to powodować ogromne problemy, bo koszty pracy w Polsce wyrażone w złotych w ostatnich latach wyraźnie wzrosły i nasze firmy stają się coraz mniej konkurencyjne na zagranicznych rynkach.
Dlatego pomimo utrzymującej się inflacji na poziomie przewyższającym cel inflacyjny (2,5 proc. plus/minus 1 pkt proc.) może okazać się, że nasz bank centralny jednak obniży stopy procentowe szybciej niż jest przewidywane, nawet jeśli w projekcie budżetu na 2025 rok zaplanowano aż 5 proc. wskaźnik wzrostu cen. Po prostu presja z globalnego otoczenia może okazać się zbyt duża, aby nadal główna stopa procentowa w Polsce wynosiła 5,75 proc. Bo kiedy największe banki centralne tną stopy, to bezczynność w polityce monetarnej może naszą gospodarkę słono kosztować.