Wzrost wskaźnika inflacji konsumenckiej powrócił jak bumerang – we wrześniu wg wstępnego szacunku CPI wyniosło 4,9 proc. To kiepskie wieści nie tylko dla konsumentów, ale także kredytobiorców, bo oddalają perspektywę obniżek stóp procentowych, co postawi Polskę w kontrze do największych banków centralnych świata, bo obniżają cenę pieniądza, ale tam generalnie inflacja idzie w dół i łatwiej takie decyzje podjąć.
Krótko cieszyliśmy się spadkiem wskaźnika cen do poziomu celu NBP (2,5 proc. plus/minus 1 pkt proc.). Okazało się, że częściowe uwolnienie cen energii od początku lipca było jednak dużo bardziej inflacjogenne pomimo zastosowania działań osłonowych przez rząd (bon energetyczny dla najmniej zamożnych gospodarstw domowych) niż przeprowadzona na początku kwietnia operacje przywrócenia stawki VAT na żywność. Dlaczego? Efekt ten ostatniej został „rozsmarowany” na wiele miesięcy przez wielkie sieci handlowe, które dodatkowo wywołały prawdziwą wojnę cenową między sobą, co spowalniało dynamikę cen. Z cenami energii już tak zrobić nie można było, więc impuls inflacyjny od lipca jest odczywalny „tu i teraz”, co widać widać we wzroście cen w ostatnich miesiącach. Taka reakcja nie jest zakoczeniem, bo wielu ekonomistów przewidowało, że impuls inflacyjny wywołany głównie przez wzrost cen energii pod koniec roku wywinduje inflację do poziomu 4,5-5 proc., ale spełnienie się tego scenariusza już we wrześniu powoduje, że będziem mieli do czynienia z uporczywą inflacją jeszcze co najmniej do końca roku, a w kolejnym wcale może nie być lepiej, skoro rząd założył w budżecie wzrost cen na poziomie 5 proc. Poza tym swoje zrobił także efekt bazy z września 2023, kiedy przed wyborami mieliśmy wiele cenowych „promocji” w paliwach, lekach, żywności i energii.
Według przewidywań banku centralnego dopiero w 2026 roku trwale powrócimy do celu inflacyjnego (2,5 proc. plus/minus 1 pkt proc.), co jest złą wiadomością dla wszystkich: od konsumentów po kredytobiorców, no może z wyjątkiem… rządu, bo podwyższona inflacja sprzyja wpływom podatkowym z VAT. Zatem konsumenci będą płakać i płacić coraz wyższe ceny, a raty kredytów ani drgną jeszcze przez dłuższy czas.
Taki układ, w którym polityka monetarna jest szachowana przez podwyższoną inflację, jest trudny dla naszej gospodarki, szczególnie, że największe banki centralne już znacząco obniżyły stopy procentowe i przygotowują się do kolejnych cięć. Europejski Bank Centralny ściął stopy dwa razy po 0,25 pkt proc., a amerykański Fed za jednym zamachem o 0,5 pkt proc. Sytuacja, w której zostajemy z wysokimi stopami przez wiele kolejnych miesięcy, może powodować znaczące przepływy kapitału spekulacyjnego, co z kolei wpłynie na złotego. Już obecnie kurs euro jest poniżej 4,30 zł, co dla wielu eksportujących przedsiębiorców jest trudne do zaakceptowania, tym bardziej, że w kraju znacząco wzrosła płaca minimalna, a i generalnie presja płacowa jest jeszcze zauważalna, choć jej efekt powoli słabnie. Tyle, że obecnie mamy główną stopę na poziomie 5,75 proc., czyli niewiele powyżej aktualnej stopy inflacji. Czyli bez spadku inflacji trudno w takiej sytuacji oczekiwać, aby nasz bank centralny podążył śladem największych banków i zmniejszył do nich dystans w cenie pieniądza. Tym bardziej, że niepokojąca jest u nas także inflacja bazowa, czyli z wyłączeniem cen żywności i energii. Oznacza to, że w dużej mierze sami hodujemy sobie inflację wewnętrzną np. wzrostem cen usług. To wszystko powoduje, że jak na razie z zazdrością możemy tylko patrzeć jak w USA czy strefie euro konsumenci czują inflacyjną ulgę, a kredytobiorcy płacą niższe odsetki od kredytów. Taka nierównowaga może sprzyjać dalszej oddolnej euroizacji polskiej gospodarki, czyli zadłużaniu się firm w euro po niższym koszcie. O ile dla firm mających również przychody w euro to tzw. naturalny hedging, to dla pozostałych zarabiających w złotówkach tworzy ryzyko walutowe, które w razie gwałtownego osłabienia naszej waluty może wywołać finansowe turbulencje. Generalnie obecna sytuacja, w której z powodu wysokiej inflacji mamy jeszcze długo zablokowaną możliwość obniżek stóp w przeciwieństwie do wielu innych rynków, powoduje poważne ryzyka dla przedsiębiorców, a konsumentów i kredytobiorców uderza po kieszeni.