Prognozy gospodarcze

Prognozy 27 ekspertów i makroekonomistów w ramach konsensusu prognostycznego Europejskiego Kongresu Finansowego wskazują w Nowym Roku na wzrost tempa PKB do 2,8 proc. z 0,5 proc. osiągniętego w 2023 roku. Jednak to koniec dobrych wieści, bo inflacja nadal  pozostanie na nieakceptowalnie wysokim poziomie, a inwestycje będą – w przeciwieństwie do konsumpcji prywatnej – hamować. W sumie większość problemów naszej gospodarki zostanie po staremu, czasem tylko złagodzona. Tymczasem potrzebujemy silnego impulsu, aby nie wpaść w fatalną pułapkę „średniego rozwoju”.

Podsumowując zeszły rok można powiedzieć z przekonaniem, że był on słaby nie tylko dla gospodarki, ale także naszych portfeli. To, że na koniec roku najprawdopodobniej PKB wyjdzie na skromny plus nie zmienia faktu, że przez początkowe dwa kwartały 2023 gospodarka się kurczyła i to czasem w zastanawiająco głębokim tempie. Przyśpieszenie PKB do 2,8 proc. w 2024 jest pozytywnym sygnałem, ale takie tempo to wciąż za mało, abyśmy zamykali lukę do najbardziej rozwiniętych krajów nie tylko UE, ale także świata. Na lata 2025-2026 przewidywany jest wzrost w granicach 3,4-3,6 proc., ale to wciąż za mało jak na kraj na dorobku, któremu przydałby się dłuższy wzrost rzędu 5-6 proc., aby można go nazywać „tygrysem Europy”. Znaczącą rolę w hamowaniu naszej gospodarki odgrywają Niemcy – największy partner handlowy, który boryka się z coraz większymi problemami strukturalnymi i kosztowymi (po odcięciu od tanich surowców z Rosji). Ale nie tylko, bo i krajowe firmy nie kwapią się do inwestowania, co jest od lat prawdziwą zmorą. Inwestycje mają wyhamować w tym roku do zaledwie 2,4 proc. z 7,2 proc. prognozowanych w 2023 roku. Przyczyna pozostanie stara się świat w polskich realiach: niepewność co do otoczenia w jakim działają, szczególnie w wymiarze prawno-regulacyjnym. Lawina zmian, często fatalnie przygotowanych w poprzednich latach, czego ukoronaniem był tzw. Polski Ład, i narastająca „biegunka legislacyjna” powoduje, że prywatny przedsiębiorca dwa razy obejrzy złotówkę, zanim ją wyda na inwestycje mającą się zwracać  przez wiele lat. Na problem niskich inwestycji prywatnych Fundacja Przyjazny Kraj wskazywała w zeszłorocznym raporcie „Polska na tle regionu. Dlaczego rozwijamy się szybciej niż Czechy, Węgry i Słowacja, a mniej inwestujemy w przyszłość?”, z którego wynika, że średnia stopa inwestycji przedsiębiorstw w latach 2011-2021 wynosiła u nas ledwie 9,1 proc., podczas gdy liderujące Czechy i Węgry – 16 proc. Bez pobudzenia inwestycji prywatnych trudno będzie marzyć awansie do klubu najbardziej rozwiniętych gospodarek, a na poważnie może nam grozić tzw. pułapka średniego rozwoju. Dlatego stworzenie stabilnego i przyjaznego dla przedsiębiorców systemu prawno-podatkowego jest obecnie pilnym wyzwaniem, bo trzeba jasno powiedzieć, że wzrost rzędu 3-4 proc. nas nie zadowala.

Niestety, przynajmniej w Nowym Roku wiele wskazuje, że motorem wzrostu tradycyjnie będzie konsumpcja prywatna, napędzana m.in. gigantycznymi transferami socjalnymi, a inwestycje prywatne jak kulały, tak będą nadal kuleć. Tymczasem, aby gospodarka rozwijała się w stabilny i bezpieczny sposób, czyli – mówiąc obrazowo – nie leciała na jednym silniku konsumpcji, trzeba mocnego komponentu inwestycji prywatnych. Do tego potrzebny jest dialog rządu z przedsiębiorcami, który w poprzednich latach był na fatalnym poziomie i podporządkowany celom ekonomii politycznej. Przedsiębiorcy powinni mówić: „Nic o nas bez nas!”, bo inaczej po prostu dalej nie będą inwestować.

Niezadowalające wieści płyną też z frontu inflacyjnego. Owszem, inflacja średnioroczna ma wg prognoz obniżyć się z 11,6 proc. do 5,8 proc., ale nadal będzie pozostawać wyraźnie powyżej celu inflacjnego NBP (2,5 proc. plus/minus 1 pkt proc.), co rujnuje nadal oszczędności ludności. Oczekiwania ekspertów EKF wskazują, że inflacja zbliży się do górnej granicy celu dopiero w 2025 roku (3,6 proc.), a i w kolejnym nie zejdzie do celu 2,5 proc. Stąd też słaba wiara ekspertów w szybkie potanienie kredytu. Obecnie mamy główną stopę procentową na poziomie 5,75 proc. (po obniżkach z rekordowych 6,75 proc. w zeszłym roku), zaś na koniec 2024 roku przewidywane jest średnio 5,3 proc.

Podsumowując: wzrost PKB co prawda przyśpieszy, ale za mało jak na nasze potrzeby, konsumpcja tradycyjnie będzie go napędzać, a kuleć będą jeszcze bardziej inwestycje prywatne. Wszystko będzie się odbywać przy nadal wysokiej i nieakceptowalnej inflacji, co skutkować będzie bardzo drogim kredytem.