Przykład JSW daje gorzką odpowiedź dlaczego giełda jest w tak słabej kondycji, a inwestorzy sfrustrowani zachowaniem spółek kontrolowanych przez państwo. Mimo ogromnych zysków JSW nie chce płacić dywidendy, za to znalazła w kasie setki milionów złotych na podwyżki i ekstra wypłatę dla górników.
Z Jastrzębskiej Spółki Węglowej płyną dobre wieści, ale niestety korzystne jedynie dla jej pracowników. Zarząd porozumiał się ze związkowcami w sprawie podwyżki płac – w tym roku fundusz wynagrodzeń wzrośnie o 7 proc. od czerwca, co kosztować będzie 187 mln zł. Jednak ta kwota blednie przy kolejnym prezencie dla załogi, czyli jednorazowej wypłacie 370 mln zł. W sumie „strona społeczna” wywalczyła ponad pół miliarda złotych.
A na co liczyć mogą akcjonariusze mniejszościowi, w tym inwestorzy indywidualni? Na figę z makiem. W marcu spółka podała, że zawiesza politykę dywidendową za rok 2017, według której zarząd powinien rekomendować walnemu zgromadzeniu wypłatę co najmniej 30 proc. skonsolidowanego zysku netto. Dywidendy ma nie być, mimo że JSW ma za sobą kapitalny rok z powodu wysokich cen węgla – wynik skonsolidowany przekroczył 2,5 mld zł. Dlaczego – pomimo takiego wyniku – inwestorzy musieli się obejść smakiem? Otóż taka decyzja uzasadniana była m.in. koniecznością odbudowy kapitału zapasowego i ustaleniami z obligatariuszami. Tyle, że związkowców wojujących o wyższe pensje raczej wcale takie argumenty nie dotyczyły, skoro wyciągnęli za spółki ponad pół miliarda złotych. Na otarcie łez akcjonariusze JSW otrzymali obietnicę, że spółka będzie starała się wypłacić dywidendę za przyszły rok. Sęk w tym, że nikt nie wie ile będzie zysku i czy będzie z czego płacić. A przede wszystkim czy państwowy współwłaściciel się łaskawie zgodzi na wypłatę.
Przypadek JSW jest dowodem na skandalicznie nierówne traktowanie interesów inwestorów, którzy przecież po to kupują i trzymają akcje spółek dywidendowych, aby mieć udział w zyskach, przy równoczesnym faworyzowaniu interesów finansowych załogi. Niestety, można się doszukiwać w takim działaniu także kontekstu politycznego, ponieważ podwyżkami w wielkich państwowych spółkach kupowany jest spokój społeczny przed zbliżającymi się wyborami. Szkoda tylko, że płacą za niego spółki z kieszeni wszystkich właścicieli, a nie tylko skarbu państwa. Warto dodać w tym miejscu, że związkowcy górniczy w otwarty sposób walczyli z poprzednim rządem PO-PSL wspierani politycznie przez opozycję. Niestety, gigantyczne podwyżki w spółkach górniczych wskazują także na spłacanie politycznego długu.
W JSW dano podwyżki i ekstra wypłatę bez oglądania się na elementarną przyzwoitość wobec inwestorów giełdowych, którzy w przeciwieństwie do górników nie wyjdą na ulice i nie będą walić kaskami w chodniki. To fatalny przykład, że polityka państwa w spółkach na wpół sprywatyzowanych staje się coraz większym czynnikiem ryzyka dla inwestorów i sprawia, że odwracają się oni do GPW plecami. W ramach przygotowywanej nowej strategii dla rynku kapitałowego mogą powstać tomy ważnych rekomendacji i szczytnych celów. Ale jeśli inwestorzy giełdowi nadal będą traktowani przez rząd jako bezwolni dostarczyciele kapitału, których interesy są daleko w tyle za interesami państwa i związków zawodowych, to giełdzie nie pomoże żadna strategia.
Szczególny prym w fatalnym traktowaniu interesów inwestorów w spółkach giełdowych wiedzie resort energii, dlatego ostatnie odebranie mu nadzoru nad PKN Orlen i Lotosem należy przyjąć z ulgą. A jeśli premier Mateusz Morawiecki nadal zastanawiałby się dlaczego koniunktura na giełdzie jest tak żenująco słaba i w żaden sposób nie odzwierciedla dobrej kondycji gospodarki pędzącej w tempie 5 proc., to może warto, aby sobie zadałby pytanie dlaczego szkodzi jej państwo.
Może ogłoszona do 28 czerwca przerwa w walnym JSW będzie dobrą okazją, aby coś przemyśleć i zmienić w traktowaniu przez państwo inwestorów giełdowych, którzy nie zasługują na to, aby być mięsem armatnim.