Rynek kapitałowy

Podniesienie ceny w wezwaniu na Mostostal Warszawa to papierek lakmusowy determinacji inwestorów chcących wycofać spółki z giełdy korzystając z okazji niskich wycen. Pokazuje, że wyceny spółek powinny być w zupełnie innych miejscach przy wzroście PKB o 4-5 proc. i dowodzi braku efektywności rynku.

Akcjonariusze mniejszościowi budowlanej spółki Mostostal Warszawa od początku wezwania hiszpańskiej Acciony byli przekonani, że cena powinna być wyższa niż oferowane 3,45 zł za papier. Jednak chyba mało kto spodziewał się, że inwestor podbije stawkę aż do 4,50 zł, czyli o 30 proc. Przed podniesieniem ceny wezwania kurs oscylował wokół poziomu 4 zł. Takie podbicie stawki to nie tylko chęć zapewnienia powodzenia wezwania, ale także zapewne czysta kalkulacja biznesowa, bo musi się to wzywającemu po prostu opłacać. Kiedy już skupi wszystkie akcje, będzie mógł w 100 proc. nie tylko rządzić spółką, ale także ciągnąć z niej profity bez dzielenia się innymi. A na horyzoncie są pokaźne zyski, bowiem spółka właśnie poinformowała, że ma szanse na kontrakt przy budowie bloku energetycznego w Ostrołęce za 609 mln netto, co jest będzie bardzo dużym zamówieniem, biorąc pod uwagę, że roczne przychody skonsolidowane oscylują wokół miliarda złotych, a cały portfel zamówień przekracza dwa miliardy złotych.

Jednak gra jaka toczy się między Accioną a mniejszościowymi akcjonariuszami – podniesiona cena jest tego efektem – to nie tylko sprawa jednej spółki, ale także obraz sytuacji naszego rynku kapitałowego i skutków niskich wycen spółek notowanych w Warszawie. Nasza giełda od wielu lat jest pogrążona w maraźmie, przy niskich obrotach mamy niewielką zmienność cen, a najważniejszy indeks drepcze w miejscu. Można psioczyć na zdominowanie WIG20 przez upolitycznione spółki państwowe, ale jest jednak coś nienaturalnego w tym, że w dużym europejskim państwie, którego gospodarka żre od kilku lat w tempie 4-5 proc. zainteresowanie handlem i spółkami jest jak w okresie silnego spowolnienia lub wręcz recesji. Można odnieść wręcz wrażenie, że warszawska giełda, która ma być sercem gospodarki, zlokalizowana nie jest wcale na ulicy Książęcej, nawet nie Warszawie, ani nawet w nie Szczecinie, ale gdzieś na Wyspach Bergamutach. Bo jeśli ma być barometrem koniunktury, to na pewno nie jest barometrem koniunktury w Polsce. Złożyło się na to wiele czynników: od skutków okrojenia OFE i miliardów odpływających co roku z giełdy na skutek słynnego „suwaka” po upolitycznienie decyzji biznesowych spółek energetycznych i totalne obniżenie zasad corporate governance przez państwowego akcjonariusza. Jednak gdy PKB rośnie 4-5 proc. rocznie, to można zakładać, że większość spółek na GPW, a mamy ich kilkaset, jednak tuczy się na rosnącej gospodarce i jest w stanie płacić wysokie dywidendy, która z łatwością biją pod pod względem opłacalności dochodowość lokat bankowych, ponieważ mamy rekordowo niskie stopy procentowe i na dodatek jesteśmy karani „podatkiem Belki”. Skutek jest taki, że na lokatach w bankach praktycznie nie sposób zarobić realnie, a mimo to stopy dywidendy rzędu 5-8 proc. nikogo nie kuszą.

 

W ten sposób jedynym sposobem weryfikacji wartości spółek i ich perspektyw (także dywidendowych) są… wezwania. Nagle dotychczasowi akcjonariusze zaczynają liczyć, liczyć i wychodzi im, że jednak nie tylko kurs giełdowy jest zaniżony, ale także oferta w wezwaniu. Chcą nie tyle premii, która się im oczywiście należy od inwestora strategicznego, ale przede wszystkim zaktualizowania wartości spółki. Wezwania pełnią zatem trochę rolę aktualizacji wartości aktywów, które trzeba po prostu podnieść. To, że inwestorzy są skłonni podnosić ceny świadczy tylko o tym, że im się śpieszy. Łatwo to zrozumieć, ponieważ gdy rynek wreszcie ruszy do góry, a może tak się stać w przyszłych latach za sprawą np. środków PPK, to niskie wyceny odejdą do lamusa, płacić w wezwaniach trzeba będzie coraz więcej i wycofywanie spółek przestanie być tak świetnym interesem dla głównych właścicieli. Zatem dopóki indeksy drepczą w miejscu i wyceny spółek są zaniżone, dopóty wezwań będzie przybywać.