Niechęć spółek do przeprowadzania emisji akcji i debiutów na GPW jest jednym z najważniejszych zagrożeń dla przyszłości naszego rynku. Giełda traci bowiem funkcję alokacji kapitału, a bez nowych emitentów trudno budować np. rynek instrumentów pochodnych.
Według danych firmy doradczej PwC w III kw. kilka drobnych debiutów na NewConnect dało ledwie 6 mln euro łącznej wartości IPO. Na rynku głównym nie pojawiła się żadna nowa firma z emisją. To wszystko dzieje się na rynku, który w zeszłym roku z pompą awansował wg FTSE Russell z grona rozwijających się do rozwiniętych. Sukces został odtrąbiony, ale za tym nie idzie rozwój rynku, skoro nie potrafi on spełniać swojej podstawowej roli jaką jest alokacja kapitału. Warto przypomnieć, że giełda – w swoim pierwotnym założeniu – ma służyć przesuwaniu kapitału od posiadaczy (inwestorzy prywatni, instytucje) do potrzebujących spółek (emitenci akcji czy obligacji). Jeśli tego nie robi jest dysfunkcjonalna w stosunku do gospodarki i przestaje także spełniać rolę barometru -pod tym względem w ostatnich latach w żaden sposób zmiana indeksów nie odzwierciedla kondycji gospodarki, która pędzi w tempie 4-5 proc. rocznie.
Powodów kryzysu rynku pierwotnego jest kilka, w większość jest niestety „zasługą” polityki gospodarczej od czasów rządu PO-PSL, kiedy zdemontowano OFE, zabierając część obligacyjną, i wprowadzono tzw. „suwak” co pociągnęło za sobą zmianę filozofii działania funduszy: z aktywnych graczy stały się pasywnymi, którym przyświecał bardziej cel dezinwestycji, aby zebrać po kilka miliardów rocznie netto na wpłatę z „suwaka”, niż nabywanie nowych aktywów. W efekcie jako inwestorzy instytucjonalni, którzy w przeszłości stanowi w dużej mierze o sile rynku pierwotnego, przestali spełniać swoją rolę, co nie uszło także uwadze zagranicznych instytucji finansowych. Te ostatnie lubią, a co więcej preferują rynki, na których działają razem z silnymi lokalnymi graczami, bo daje im to poczucie komfortu bezpieczeństwa wynikającego z większej płynności – łatwiej kupić i sprzedać większe pakiety akcji bez wpływania w znaczący sposób na cenę. Niejasny status OFE powodował przez lata, że nie były one traktowane jako pewny inwestor prywatny, skoro wisiało nad nimi zagrożenie nacjonalizacją. Według rządowych planów ma nie dojść do takiego scenariusza, a pieniądze z OFE mają być zapisane na prywatnych kontach IKE obywateli (o ile nie podejmą decyzji o przejściu do ZUS), ale na razie ten projekt operacyjnie nie został wdrożony. Lukę kapitałową po OFE mają wypełniać pieniądze z PPK, ale to zajmie dużo czasu, gdyż realizacja programu jest rozciągnięta na lata, i coraz większe składki będą się pojawiać z biegiem czasu, na początku jedynie neutralizując negatywny wpływ „suwaka”.
Zatem stary kapitał odchodzi, a nowego jeszcze nie ma. I dostrzegają to emitenci, którzy na pewno chętniej wchodziliby na giełdę, gdyby były wyższe wyceny. Jednak pasywność instytucji finansowych, niski poziom aktywności drobnych inwestorów, i bierność zagranicy, powodują, że obroty na giełdzie są niskie, a gdzie niskie obroty, to i wyceny zostawiają wiele do życzenia. W tej sytuacji rozwadnianie akcjonariatu i sprzedaż akcji poniżej wycen mija się dla większości zarządów i właścicieli z celem, i wolą – w optymistycznym scenariuszu – poczekać, aż coś się „ruszy” na rynku i wyceny wzrosną. Z drugiej strony niskie wyceny powodują, że akcjonariusze ogłaszają wezwania, skupują akcje i ściągają spółki z giełdy, zmniejszając atrakcyjność naszego całego rynku kapitałowego. Wszystko to dzieje się w wydawałoby się wymarzonym otoczeniu rekordowo niskich stóp procentowych, które powodują, że na lokatach bankowych trudno cokolwiek zarobić, a wręcz przynoszą realnie straty biorąc pod uwagę rosnącą inflację. Kapitał prywatny powinien zatem kierować się na rynek kapitałowy w poszukiwaniu lepszych stóp zwrotu, i owszem szuka ich, tyle, że na rynku nieruchomości, gdzie mamy prawdziwy boom.
Brak nowych emitentów z jednej strony, a z drugiej ucieczka dotychczasowych powoduje, że słabe perspektywy malują się przez instrumentami pochodnymi, bo przecież potrzebują one do swojego istnienia instrumentów bazowych. Pojawienie się w ostatnich latach na rynku silnego sektora gamingowego niczego nie załatwia, bo to jedynie jedna jaskółka, która wiosny nie czyni. Na wiosnę IPO dopiero czekamy.