Dokończenie zmian w systemie OFE i uwłaszczenie Polaków na 75 proc. środków zgromadzonych w funduszach zostało odłożone na półkę. Alternatywą jest pełna nacjonalizacja OFE, co może spowodować exodus prywatnych firm z giełdy, które nie chcą znaleźć się pod parasolem właścicielskim państwa.
Problemy z OFE widać było już po przeciągającym się kalendarzu prac nad zmianami. Pierwotnie decyzja o przekazaniu środków na konta indywidualne miała zapaść na przełomie II i III kw. 2017, zaś zmiany miały wejść w życie od początku 2018 r. Potem mówiło się już o połowie 2018 r., a nieoficjalnie nawet o początku 2019 r. Teraz okazało się, że zmiany trafiły do szuflady.
Pisałem na blogu, że „im bardziej oddalony będzie termin zmian w OFE, tym większe szanse, że przegrają one jednak z potrzebami finansów państwa. Bo o ile jeszcze budżet na 2018 r. nie powinien być ryzykowny, to konia z rzędem temu, kto przewidzi stan finansów państwa w 2019 r., biorąc pod uwagę nie tylko koszty programu 500 plus, ale także odkręcenia wieku emerytalnego i zwiększonych wydatków na obsługę świadczeń. Dodatkowo warto pamiętać, że w przyszłym roku rozpocznie się dwuletni maraton wyborczy, zapoczątkowany wyborami samorządowymi. Zawsze jest to okazja do socjalnych prezentów dla wyborców, na które trzeba będzie znaleźć finansowanie, do czego pośrednio znakomicie nadawać się będą pieniądze z OFE po całkowitej nacjonalizacji”.
Wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki przegrywa polityczną walkę o swój projekt zmian o OFE z pozostałymi członkami rządu. Minister Henryk Kowalczyk nie przypadkowo powiedział ostatnio, że najzdrowszym sposobem jest rozwiązanie OFE i przeniesienie zgromadzonych tam środków do ZUS. W praktyce oznaczałoby to wejście państwa w rolę współwłaściciela wielu spółek giełdowych, których znaczące pakiety akcji posiadają obecnie fundusze.
Taki scenariusz może zdopingować pozostałych współwłaścicieli i władze firm do działań wyprzedzających, aby uniknąć realizacji takiego scenariusza. W skrajnych przypadkach państwo może bowiem osiągnąć tak duży wpływ na spółkę, że będzie pokusa, aby wprzęgnąć ją w plan nacjonalizacji, nazywany czasem miękko „udomowieniem”. Środkiem do takiego celu mogą być np. fuzje z innymi kontrolowanymi przez państwo firmami, albo po prostu przejęcie kontroli operacyjnej pod propagandowym hasłem realizacji patriotyzmu gospodarczego.
Widząc takie zagrożenie pozostali prywatni współwłaściciele mogą zdecydować o ogłoszeniu wezwań i skupieniu akcji. Idę o zakład, że kiedy p;odejmowali decyzję o wejściu na giełdę nigdy nie brali w czynnikach ryzyka pod uwagę, że może nastąpić nacjonalizacja OFE i zamiast prywatnych rozproszonych instytucji zobaczą silne państwo.
To ogromne zagrożenie dla przyszłości warszawskiej giełdy, bowiem dalszy exodus spółek podważy jej atrakcyjność w oczach inwestorów zagranicznych. Poza tym nie będą oni tak chętni do udziału w IPO polskich spółek, jeśli nie będą mieć silnych lokalnych partnerów kapitałowych. Zagraniczni inwestorzy lubią, kiedy w ofercie bierze udział także silny kapitał krajowy, bo dywersyfikuje to akcjonariat i poprawia płynność obrotu, co jest bardzo ważnym czynnikiem.
Nacjonalizacja OFE będzie smutnym końcem złotego wieku warszawskiej giełdy, która była przez ponad dwie dekady symbolem sukcesu polskiej transformacji.