Przed blisko rokiem dyskutowaliśmy na panelu zorganizowanym przez Fundację Przyjazny Kraj o tym jak zbudować polską politykę imigracyjną, a nasi eksperci przedstawili wartościowe prognozy. Niestety, takiej efektywnej polityki jak nie było, tak nie ma. „Dziennik Gazeta Prawna” właśnie zaalarmował, że kolejka chętnych do przyjazdu do pracy do Polski w ambasadzie New Delhi sięga nawet 25 tys. osób.
Sytuacja na naszym rynku pracy zaczyna być tak dramatyczna, że staje się jednym z najważniejszych zagrożeń dla utrzymania tempa wzrostu gospodarczego. Stopa bezrobocia spadła w sierpniu do rekordowego poziomu 5,8 proc. i wiele firm rozpaczliwie poszukuje chętnych do pracy. Tylko w budownictwie może brakować sto tysięcy pracowników. Milion Ukraińców pracujących w Polsce to już za mało, aby nasz lokalny rynek pracy poradził sobie z niedoborem pracowników. Dlatego firmy szukają ich znacznie dalej niż za wschodnią granicą. Chcą zatrudniać Hindusów czy Filipińczyków. Przypadek opisany przez DGP potwierdza, że pozyskiwanie pracowników w Indiach osiągnęła już kolosalne rozmiary.
Sęk w tym, że polskie urzędy i administracja nie są przygotowane na taki rozwój wypadków. Nie wystarczy bowiem, żeby zwerbowany przez polską firmę Hindus czy Nepalczyk miał pozwolenie na pracę wystawione przez urząd wojewódzki. Musi jeszcze otrzymać wizę typu D, uprawniającą do podjęcia pracy.
Problemy wizowe sygnalizowali jako narastający problem nasi eksperci już przed rokiem. Tomasz Pietrzak, konsultant imigracyjny z Move One Relocations rekomendował, aby utworzyć większą liczbę punktów przyjmowania wniosków wizowych, szczególnie w rozległych państwach o małej liczbie placówek konsularnych (np. właśnie w Indiach). A jeśli chodzi o procedury i czas oczekiwania w urzędach wojewódzkich, to „rozwiązaniem zbyt małej ilości etatów w urzędach wojewódzkich mogłoby być częściowe sfinansowanie dodatkowych etatów z budżetów samorządów niższego szczebla poprzez wdrożenie porozumień administracyjnych (umów). Powiaty zainteresowane zwiększaniem atrakcyjności regionu dla zagranicznej siły roboczej mogłyby wyasygnować środki na etaty urzędnicze w województwie. Umożliwiłoby to otwarcie większej liczby delegatur urzędów wojewódzkich w mniejszych miejscowościach, a co za tym idzie rozproszenie petentów i przyspieszenie okresu rozpatrywania wniosków, co stanowiłoby pozytywny impuls dla lokalnych rynków pracy”. Długi czas oczekiwania na uzyskanie zezwoleń na pracę cudzoziemców z krajów spoza UE nieobjętych ruchem bezwizowym (czasem nawet pół roku albo nawet rok) powoduje, że przedsiębiorcy nie chcą tak długo czekać i szukają innych możliwości albo wstrzymują się z inwestycjami. Tomasz Pietrzak wskazywał także, że problemy występują już przy elektronicznym systemie umawiania się na spotkania wizowe oraz w wypadku negatywnego rozpatrzenia wniosku wizowego (konsul nie musi uzasadniać odmowy, procedura wizowa w Polsce – co jest rzadkością – nie podlega kontroli sądowej).
Można tylko żałować, że takie inicjatywy jak debata Fundacji Przyjazny Kraj o Polskiej Polityce Imigracyjnej nie znalazły zainteresowania np. Urzędu do Spraw Cudzoziemców, bo cierpią na tym przedsiębiorcy i cała gospodarka, w której obecnie brakuje więcej rąk do pracy niż przed rokiem, kiedy powstały nasze rekomendacje imigracyjne. Warto się z nimi zapoznać na naszej stronie w dziale raporty i analizy.