Proponowane w projekcie Strategii Rozwoju Rynku Kapitałowego rozwiązania podatkowe dla inwestorów indywidualnych są niewystarczające, aby ponownie zmobilizować na giełdzie oszczędności detalistów.
Nikt nie lubi płacić podatków, jednak inwestorzy giełdowi mają szczególne powody, aby w Ogólnopolskim Badaniu Inwestorów 2018 Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych wskazywać na pierwszym miejscu podatek od zysków kapitałowych jako największą słabość rynku kapitałowego (41,8 proc.). Ten podatek miał mieć charakter przejściowy, bo został wprowadzony jako jeden z elementów łatania dziury budżetowej, która pojawiła się pod koniec rządów AWS. Tymczasem minęło kilkanaście lat, a „kryzysowy” podatek nadal funkcjonuje, tyle że przy świetnych wynikach budżetu. Jak to racjonalnie wytłumaczyć? Biorąc pod uwagę wpływy z tego podatku (z grubsza trzy miliardy złotych rocznie) i porównując je z gigantycznymi transferami socjalnymi, widać jak na dłoni, gdzie obecnie koncentruje się uwaga państwa. Zamiast wspierać rozwój gospodarki i rynek kapitałowy, bo dobrze funkcjonująca giełda służy alokacji kapitału, preferowane są socjalne transfery niż zlikwidowanie szkodliwego podatku.
Owszem, w Strategii proponowane są korzystne zmiany w zakresie opodatkowania dochodów indywidualnych inwestorów, ale są one niewystarczające. Pierwsza ma wyeliminować ewidentną niedoróbkę w podatku, tolerowaną przez kolejne rządy, która polega na braku możliwości kompensacji strat kapitałowych z jednych instrumentów zyskami z innych. Chodzi w szczególności o rozliczanie strat z funduszy inwestycyjnych i ewentualnych zysków z inwestycji w akcje. Wyeliminowanie tej anomalii jest ważne, bo po prostu krzywdzi ona wielu drobnych inwestorów.
Niestety, apele środowiska rynku kapitałowego, aby „podatek Belki” znieść całkowicie pozostają w Strategii bez echa. Na otarcie podatkowych łez inwestorzy dostali propozycję zmniejszenia z 19 proc. do 9 proc. opodatkowania dywidendy, i to pod warunkiem, że inwestycja ma horyzont co najmniej 36 miesięczny. W ten sposób można wypromować długoterminowe inwestowanie w spółki dywidendowe. Ale po pierwsze wypłaty dywidendy nie są pewne, bo jak uczy nas doświadczenie polityka pod tym względem jest zmienna. A po drugie młode, dynamiczne, innowacyjne firmy raczej nie dzielą się zyskami, o ile je w ogóle wypracowują na tym etapie rozwoju, więc na nich inwestorzy zarabiają na różnicach kursowych. A te pozostają opodatkowane jak były.
Zamiast zmieniać „podatek Belki”, trzeba go po prostu znieść, a przynajmniej powiązać stawkę od zysku na różnicach kursowych z długoterminowym trzymaniem akcji, bo w obecnej postaci jest on szkodliwy na tym etapie rozwoju rynku i przy tak słabej koniunkturze. Co więcej, jego znaczenie dla finansów państwa zbladło przy skali nowych transferów socjalnych planowanych przez rząd w rodzaju 500+ dla na każde dziecko bez kryterium dochodowego czy „trzynasta emerytura”. Ale jak widać nie ma woli politycznej, aby fundamentalnie rozstrzygnąć los „podatku Belki”. I tak można tłumaczyć jego pozostanie w Strategii. Niestety, z inwestorami giełdowymi nikt się politycznie nie liczy, bo nie przyjadą pod Sejm i nie będą tłukli kaskami w bruk albo palili opony. A przecież zniesienie podatku mogłoby zmobilizować prywatnych inwestorów do przesunięcia części oszczędności zalegających na lokatach bankowych, co doprowadziłoby do efektów oczekiwanych po Strategii: zwiększenia finansowania gospodarki przez rynek kapitałowy, a w szczególności innowacyjnych spółek, na których tak wszystkim zależy.