Proponowane przekształcenie OFE i zapisanie sprywatyzowanych środków w IKE ułatwi Polakom wczesne sięgnięcie po te pieniądze. Z PPK również będzie można szybko wypłacić część gotówki, a resztę w zaledwie 120 ratach. W efekcie, po pierwszym okresie bardziej dostatniego życia miliony emerytów będą zagrożone ubóstwem.
Musimy oszczędzać więcej na starość – o tym słyszymy nie tylko od ekonomistów i demografów, ale także możemy się przekonać… osobiście. Wystarczy, że sięgniemy po listy, jakie otrzymujemy z ZUS, gdzie wyliczona jest nasza hipotetyczna emerytura, do której kluczem jest wielkość zgromadzonych składek. Wystarczy spojrzeć na tzw. stopę zastąpienia, czyli – na razie teoretyczną – relację naszego pierwszego świadczenia do ostatniej pensji. Z grubsza to jedynie 30 proc., zatem wynika z tego, że dramatycznie spadnie nasz dochód.
Dlatego trzeba zadbać, aby indywidualnie zgromadzić większy kapitał do świadczeń niż tylko będzie nam przysługiwać ze składek zgromadzonych w ZUS, bo alternatywą jest po prostu bieda. Sęk w tym, że świadczenie ZUS mamy dożywotnie, zaś ze wszystkich pozostałych form oszczędzania na starość można wycofać – pod pewnymi warunkami – pieniądze wcześniej, czyli nie ma annuitetu.
Ale po kolei. 1 lipca ruszy rządowy program PPK. Po raz kolejny pracujący Polacy zostaną zachęceni przez państwo do dodatkowego oszczędzania. Faktycznie będzie to zrzutka części własnego wynagrodzenia, dodatkowe obciążenie pracodawcy, oraz dopłata ze strony państwa. Obecnie to oferta dla ok. 11,5 mln Polaków, którzy w zależności od wielkości zatrudniających ich firm, będą wchodzić systematycznie do programu. Nie wiadomo, ilu z nich ostatecznie zostanie w PPK, bo istnieje opcja wypisania się z programu, do którego zostaniemy obowiązkowo zapisani. Twórcy PPK ostrożnie zakładają, że na PPK zdecyduje się połowa zatrudnionych, którzy rocznie będą odkładać grube miliardy złotych na emeryturę. Jednak warto tutaj podkreślić, że PPK nie zapewnia świadczenia dożywotniego, więc nie mamy z niego emerytury w dotychczasowym powszechnym rozumieniu (tak jak z ZUS). Środki zgromadzone w PPK będzie można wypłacać przez co najmniej dziesięć lat. Wystarczy, że oszczędzający osiągnie ustawowy wiek 60 lat, aby mógł zażyczyć sobie wypłatę 25 proc. środków jednorazowo, a pozostałe w co najmniej 120 miesięcznych ratach (jeśli środki będą mniejsze niż 50 zł miesięcznie, to wszystko można jednorazowo). Zatem teoretycznie osoba, która osiągnie 70 lat może pozostać już bez środków z PPK, mając do dyspozycji jedynie część „zusowską”.
Jeszcze mniej perspektywicznie jest ze środkami zgromadzonymi w OFE. Proponowana nacjonalizacja, której „ceną” będzie jednorazowa pokaźna 15 proc. opłata manipulacyjna (nazywana pieszczotliwie „przekształceniową”) na rzecz państwa, zakłada, że środki z IKE (tam ma trafić pozostała część pieniędzy z OFE, jeśli nie zdecydujemy się przenieść wszystkiego do ZUS bez potrącania 15 proc. opłaty) nie będzie można wypłacić przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Jednak później, będzie można to zrobić za jednym zamachem w całości lub w ratach. Zatem szykuje się efekt taki sam jak przy PPK: może zabraknąć nam dodatkowych świadczeń w okresie najpóźniejszej starości, która jest z reguły najbardziej kosztowna, biorąc pod uwagę koszty leków czy opieki geriatrycznej. Dlatego warto odkładać jeszcze dodatkowo kapitał, albo nie decydować się na szybkie skonsumowanie zgromadzonych w PPK i IKE środków. A pokusa może być do tego wielka, z powodu np. niskiego zaufania do państwa albo presji, aby finansowo wspomóc np. dzieci lub wnuków.
Podsumowując, brak świadczeń dożywotnich z PPK i OFE (IKE) rodzi potężne ryzyko, że miliony Polaków będzie żyło na ostatnim etapie emerytury bardzo skromnie, jeśli nie w ubóstwie. Choć sama tzw. stopa zastąpienia nawet po zsumowaniu PPK i OFE nie będzie nawet zbliżona do naszej ostatniej pensji, bo wyniesie ok. 50 proc. Zatem powinniśmy na starość oszczędzać więcej, a mniej na bieżąco konsumować, co wymaga ogromnej dyscypliny finansowej i zmiany nawyków społecznych, które w Polsce tworzą kult konsumpcji.