Ubezpieczenie emerytalne

Nasz społeczny ubezpieczyciel właśnie pochwalił się, że w wyniku rekordowej rewaloryzacji składek Polacy wzbogacili się o ponad 200 mld zł! Sęk w tym, że to wyłącznie pieniądze istniejące księgowo, gwarantowane przez państwo, a jedynie realnie istniejąca kasa emerytalna jest w OFE, a  także na prywatnych IKE oraz IKZE, a w przyszłości także na kontach PPK.

Czerwcowa rewaloryzacji kont i subkont ZUS była w wysokości odpowiednio 109,2 i 105,01 proc., co już na pierwszy rzut oka dla milionów Polaków dostarcza wiadomość, że ZUS „płaci” lepiej niż banki, które dają przeciętnie 2-3 proc. na lokacie, albo i mniej. W ten sposób ZUS buduje sobie reputację jako hojnego ubezpieczyciela, u którego emerytalne oszczędności rosną w tempie, jaki trudno spotkać w bankach i OFE. Taka wysoka rewaloryzacja była możliwa z powodu po pierwsze wskaźnika (zależny od inflacji i wzrostu płac) oraz tempa wzrostu PKB. Wszystkie te zmienne są na wysokim poziomie, co przekłada się na rewaloryzację.

Można by skakać do góry z radości, gdyby nie kilka szczegółów, o których warto nie zapominać. Otóż – po rewaloryzacji – Polacy mają w ZUS zgromadzone na emeryturę potężną kwotę 2,92 biliona złotych. Tyle, że są to zobowiązania państwa, które istnieją wyłącznie jako pozycje księgowe, czyli nie ma pod nimi żywej gotówki. Stan systemu emerytalnego jest taki, że wszystko co do niego wpływa z bieżących składek natychmiast wypływa na bieżące świadczenia, a mimo to jest tego za mało, więc państwo musi dorzucać dotację. Ostatnio co prawda coraz mniejszą, z powodu rosnących wartości składek dzięki wysokiemu zatrudnieniu oraz wejścia do systemu setek tysięcy pracowników z Ukrainy, ale dziura pozostaje faktem. Bardzo obrazowo kilka lat temu na konferencji WallStreet ZUS podsumował b. szef jego rady nadzorczej prof. Gwiazdowski: „Byłem w ZUS dwa lata. I tam nic nie ma”. To oczywiście ogromne uproszczenie (nawet lekko krzywdzące dla wypłacalnego ubezpieczyciela), ale przemawia do wyobraźni, bo oddaje faktyczny stan księgowy.

Niestety, wiedza w społeczeństwie na temat funkcjonowania systemu ubezpieczeń społecznych jest nędzna. Powód jest banalny: na emerytury przechodzi lub jest na nich pokolenie naszych rodziców, którzy otrzymują świadczenia w wysokości ok. 55 pro c. ostatniej pensji (stopa zastąpienia). ZUS to oblicza i wypłaca bez żadnych opóźnień. Więc system działa. Tyle, że w przyszłości może ugiąć się pod ciężarem wspomnianych zobowiązań z powodu dramatycznych zmian demograficznych. Jak powiedział ostatnio prof. Gwiazdowski, w przyszłym roku przybędzie nam ok. 800 tys. emerytów z rocznika 1955, a na rynek pracy teoretycznie trafi zaledwie 360 tys. urodzonych w 2000 r. Zatem w kolejnych dekadach wypłata zobowiązań ZUS może nie być wcale taka pewna, a przynajmniej może nastąpić zmiana polegająca na wprowadzeniu np. niskiej emerytury obywatelskiej. A pewne jest, że stopa zastąpienia będzie nie ok. 55 proc. jak obecnie, lecz ok. 30 proc., co powszechnie jednak nie jest wiadome.

Testem na wiedzę o charakterze środków zgromadzonych w ZUS kilka lat temu było okrojenie OFE z części obligacyjnej i pozostanie w systemie OFE tylko tych osób, które złożyły specjalne oświadczenia. Skusiło się na to 2,65 mln Polaków z rzeszy 16 mln należących do OFE. I na taką liczbę można właśnie oszacować tych, którzy wiedzą o co chodzi z emeryturami. Po pierwsze pozostając w OFE zachowali swoje realnie istniejące pieniądze ulokowane w akcjach spółek giełdowych, lokatach czy gotówce, a nie zdecydowali się na przyjęcie zapisu księgowego. A w OFE jest dość dużo realnej kasy nawet po zagarnięciu przez państwo obligacji, bo ok. 160 mld zł, z czego ponad 100 mld jest ulokowane w akcjach na GPW. Obecnie będziemy mieli kolejny „test” na świadomość emerytalną i odróżnianie zapisu księgowego od realnych pieniędzy. Plan rozwiązania przyszłości OFE polega na tym, że – po potrąceniu opłaty przekształceniowej – środki zostaną zapisane na indywidualnych kontach, czyli IKE. Lecz kto będzie chciał mimo to przejść do ZUS – to droga wolna. Może tego zażądać i tak się stanie. Wtedy jednak uzyska ponownie zapis księgowy, a nie będzie mieć realnie istniejącej gotówki, która dodatkowo podlega dziedziczeniu. Otwarte pozostaje pytanie: jaki odsetek Polaków zdecyduje się na przejście w całości do ZUS? Twórcy reformy szacują, że będzie to odsetek niewielki, 10-20 proc. Wszak będzie to wymagało jednak podjęcia działania, a przykład z pozostaniem na takim samym schemacie w OFE pokazał, że działanie przychodzi nam z trudem (szczególnie, jeśli trzeba podjąć indywidualnie decyzję, coś podpisać i gdzieś dostarczyć). Kolejnym testem będzie powodzenie programu PPK, który rusza już 1 lipca. Tam kluczowa będzie tzw. stopa przystąpienia, czyli ile osób pozostanie w programie po obowiązkowym zapisie. Twórcy PPK szacują, że 50-60 proc. wskaźnik będzie już sukcesem programu. Każdy, kto będzie chciał się wypisać niech pamięta, że – podobnie jak w OFE – w PPK będą realnie istniejące pieniądze, a ich status jako środków prywatnych jest zagwarantowany ustawowo (art. 4). O ile oczywiście kiedyś do władzy nie dojdą politycy, którzy wywrócą stół emerytalny do góry nogami, tak jak stało się to częściowo z OFE. Ale jeśli tak się nie stanie, to środki z OFE i PPK będą realnymi pieniędzmi na emeryturę.