Wystarczyło niespełna kilka miesięcy, aby inflacja stała się jednym z najważniejszych tematów rozmów w domach i przedsiębiorstwach. Wystrzeliła do poziomu 6,8 proc. w październiku, który nie był notowany od dwóch dekad. To świetna pożywka dla rozkręcenia spirali płacowo-cenowej, bo powszechny wzrost oczekiwań inflacyjnych stał się niestety faktem.
Przyczyn rekordowo wysokiej inflacji należy szukać zarówno w czynnikach wewnętrznych (silny popyt konsumpcyjny stymulowany gigantycznymi transferami socjalnymi, wzrost akcyzy i nowe podatki/opłaty administracyjne), jak i zewnętrznych (drożejące surowce i żywność, kryzys energetyczny i problemy z globalnymi łańcuchami dostaw). Tak czy siak, mleko się rozlało i mamy wzrost cen mocno niepokojący zarówno konsumentów, jak i przedsiębiorców. Bo wszyscy w swoich przyszłorocznych budżetach będą musieli zastanowić się, w jaki sposób zareagować na taką kryzysową sytuację, aby – w wypadku konsumentów – ochronić swoją siłę nabywczą, a przedsiębiorców – utrzymać konkurencyjność i rentowność. Tym bardziej, że można założyć, iż inflacja nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i w najbliższych miesiącach najprawdopodobniej przywitamy się z poziomem 7, a może i nawet 8 proc. Choć zdarzają się także kasandryczne wizje, że wzrost cen może być nawet dwucyfrowy. Zatem, o ile rok 2021 można nazwać okresem wyhodowania inflacji, to kolejny będzie rokiem zbierania inflacyjnych żniw, zarówno wśród konsumentów, jak i przedsiębiorców.
Szalejąca inflacja jest mocnym argumentem dla pracowników, aby poszli do swoich szefów po podwyżki, i to znaczące. I jest to reakcja naturalna, bowiem nikt nie chce mieć w portfelu tyle samo pieniędzy za wykonywaną pracą, podczas gdy za chleb musi płacić coraz więcej. W ten sposób powstaje spirala cenowo-płacowa, która sprzyja utrwalaniu się wysokiej inflacji. Dotychczas największą presję na wzrost płac można było zauważyć w przedsiębiorstwach państwowych, szczególnie w okresie ostatniego cyklu wyborczego (2018-2020), ponieważ straszak strajkowy i groźba niepokojów społecznych, były świetnymi narzędziami do wyszarpywania kolejnych podwyżek w upolitycznionych pod względem zarządzania spółkach skarbu państwa. Teraz, na skutek szalejącej inflacji, także pracownicy firm prywatnych nie będą chcieli być „gorsi”w płacowych roszczeniach od swoich państwowych kolegów, bo świadomość ogromnego wzrostu cen i kosztów utrzymania gospodarstw domowych jest powszechna. Presji płacowej budowanej pod inflację sprzyjać będzie także niskie bezrobocie. Rynek pracownika zawsze wymagał od pracodawców błyskawicznego dostosowywania się oczekiwań załóg, bowiem alternatywą była ich utrata, a tym samym zagrożenie funkcjonowania firm. Tyle, że tym razem nie wystarczy 2-3 proc. podwyżki, ale negocjacje będą zaczynały się znacznie wyżej, skoro inflacja dobiła aż do 7 proc. w skali roku i jeszcze może wzrosnąć. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby pracownicy zaczynali negocjacyjnie od propozycji podwyżek dwucyfrowych, aby – z jednej strony – mieć zakładkę pod ewentualny dalszy wzrost inflacji, a z drugiej mieć z czego negocjacyjnie odpuścić. W ten sposób w 2022 roku zobaczymy w pełnej krasie spiralę płacowo-cenową, której groźba wystąpienia była przez długie miesiące dezawuowana przez sterników polityki pieniężnej. Obecnie wydaje się, że sprawa jest przesądzona i spirala się rozkręca, a jedynym otwartym pytaniem pozostaje do jakiego poziomu dojdzie.
W sytuacji nie do pozazdroszczenia pozostają pracodawcy, którzy z jednej strony muszą mierzyć się z presją płacową, a z drugiej z presją kosztową wynikającą np. z rosnących skokowo cen energii czy surowców. Utrzymywanie cen swoich wyrobów i usług nie zmienionym poziomie to już historia, a w budżetach na 2022 rok będą musieli założyć o ile podnieść ceny. Będą musieli tak dbać o utrzymanie swojej konkurencyjności, jak i rentowności, bo przecież nikt nie chce sprzedawać poniżej kosztów i dokładać do interesu. Dlatego i przedsiębiorcy dorzucą swoje trzy grosze do podtrzymania wysokiej inflacji, bo skoro – umownie – wszystko drożeje i wszyscy podnoszą ceny, to oni także nie zechcą pozostać w tyle. Podsumowując, w 2022 roku będziemy mieć kolejną rundę inflacyjną, a trwale zduszenie wzrostu cen będzie niezwykle trudne. Wiadomo już, że wysoka inflacja nie jest przejściowa, a walka z nią potrwa długo. Skala presji płacowej będzie wysoka, a koszty przedsiębiorstw będą rosły i zostaną przerzucone na kontrahentów i konsumentów.