Dramatyczny czerwcowy spadek obrotów na rynku głównym akcji GPW jest sygnałem, że inwestorzy głosują nogami i przestają handlować. Niska płynność handlu sprzyja zaś spadkowi wycen i zachęca głównych właścicieli do wycofywania firm z obrotu giełdowego.
W czerwcu obroty spadły na głównym rynku akcji do zaledwie 17,7 mld zł, czyli aż o 41,4 proc. mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Tylko częściowo można to tłumaczyć równoległym spadkiem wycen, bo indeks WIG rok do roku stracił jedynie 8,3 proc. Dlatego głównym powodem jest rejterada inwestorów, którzy tracą wiarę w przyszłość naszego rynku i nie pali im się do zawierania transakcji, skoro koniunktura jest na skraju bessy. Ale powodów jest znacznie więcej.
Mimo rekordowo niskich stóp procentowych nie płynie kapitał z lokat bankowych na giełdę ani do funduszy inwestycyjnych, tylko na rynek nieruchomości, który przeżywa gigantyczny boom. Aż 70 proc. transakcji jest tam finalizowanych za gotówkę, co jest chyba ewenementem na skalę europejską. Inwestorzy nie wybierają giełdy nie tylko z powodu spadających indeksów i słowa „bessa” pojawijającego się w komentarzach analityków, ale także swoje trzy grosze dorzuciła afera GetBack, która dotknęła – co warto podkreślić – nie tylko obligatariuszy, ale również akcjonariuszy. Już niedługo, bo 17 lipca minie rocznica debiutu GetBack na GPW. W tym miejscu warto przypomnieć, że w IPO sprzedano akcje aż za 740 mln zł, z czego drobni akcjonariusze wyłożyli 55 mln zł.
Spadek obrotów jest niestety marzeniem wielu właścicieli firm, którzy myślą o wycofaniu ich z obrotu, bowiem za niską płynnością idzie z reguły spadek wycen, czyli taniej można akcje skupić. Szczególnie instytucje finansowe mogą być zainteresowanie zbyciem w wezwaniach dużych pakietów, bo niskie obroty uniemożliwiają sprzedaż akcji bezpośrednio na rynku bez znaczacego wpływania na wycenę. To jeden z głównych powodów powodzenia wezwań i wręcz ucieczki z parkietu emitentów, często o wieloletniej historii i zasługach dla GPW. Do tej motywacji dochodzi też niepewność związana z OFE i nadal wisząca nad funduszami groźba nacjonalizacji.
Spadające obroty są nie w smak także samej giełdzie jako instytucji, bowiem uderzają w przychody i zyskowność. Owszem, można koncentrować się – nawet w nowej strategii – na rynku surowcowych albo innowacyjnych pomysłach, ale giełda bez znaczącego filaru handlu akcjami straci dla wielu inwestorów na atrakcyjności, szczególnie indywidualnych. W ten sposób może zostać zaprzepaszczony dorobek ćwierćwiecza polskiego rynku kapitałowego, na którym drobni inwestorzy odgrywali zawsze znaczącą rolę i swoimi zleceniami budowali jej pozycję w gospodarce.