Od bieżących dylematów polityczno-gospodarczych w stylu „budować czy nie budować CPK” znacznie ważniejsze są ostrzegawcze sygnały, że największym zagrożeniem dla gospodarki na horyzoncie jest kryzys demograficzny. Jeśli populacja w Polsce będzie coraz ostrzej spadać, to nasza atrakcyjność w oczach inwestorów wyblaknie, a finanse publiczne nie udźwigną ciężaru starzejącego się społeczeństwa.
Trendy demograficzne w Polsce są nieubłagane: społeczeństwo się starzeje, rodzi się coraz mniej dzieci, a pod względem zastępowalności pokoleń jesteśmy w ogonie Europy. Współczynnik dzietności mamy na poziomie zaledwie 1,3 (od początku wieku waha się od 1,2 do 1,5). Co to oznacza? Kolejne pokolenia są mniej liczne o ok. 1/3 od pokoleń swoich rodziców. Aby mówić o zastępowalności pokoleń wskaźnik powinien wynosić minimum 2,1. Żadnym pocieszeniem nie jest fakt, że negatywne trendy demograficzne dotykają wszystkich państw Unii Europejskiej, bo w najlepszym razie wskaźnik sięga 1,7-1,8 u liderów (Francja, Czechy). Wynika z tego, że problem mają wszyscy, ale Polska szczególnie. Przy okazji świętowania 20-lecia wejścia do UE warto także pamiętać o cieniach tego wydarzenia związanych z ogromną falą emigracji po 2004 roku, która spowodowała utratę bezpowrotną ok. 1,5 mln osób, w dużej części młodych (20-29 lat) i wykształconych, którzy wzmocnili demograficznie inne kraje. Emigracja wewnątrzunijna pozwoliła krótkoterminowo rozładować blisko 20 proc. bezrobocie w Polsce, ale długoterminowo okazała się zabójcza społecznie i gospodarczo. W efekcie możemy wpaść w tzw. pułapkę średniego rozwoju nie z powodów czysto ekonomicznych związanych z decyzjami politycznymi, ale niekorzystnej zmiany struktury społeczeństwa, która bije w rynek pracy, a co za tym idzie konkurencyjność przedsiębiorstw i całej gospodarki. Z rozmów z przedsiębiorcami krajowymi i zagranicznymi, którzy planują inwestycje w Polsce wynika, że lokalizacja inwestycji (i podjęcie decyzji) coraz bardziej zależy nie od pozyskania nieruchomości, korzyści podatkowych czy dostępu do zielonej energii, lecz wykwalifikowanej siły roboczej. Dlatego czynnik demograficzny powinien znaleźć się wśród priorytetów w polityce gospodarczej. Dotychczasowa niezwykle kosztowna polityka prorodzinna na czele z programem 500+ (800+) okazała się niepowodzeniem i dziś już powszechnie jest przyznawane, że to po prostu program socjalny, a nie demograficzny. Dzietność spada i taka sytuacja może doprowadzić do groźnego zjawiska złamania zasady „solidarności pokoleniowej”, bo mniej liczne młode pokolenia mogą nie akceptować wzrostu obciążeń np. podatkowych na rzecz utrzymania coraz liczniejszych pokoleń senioralnych. Rozłam społeczny może być też skutkiem zjawiska „seniorkracji”, bo w demokracji rządzi większość, a jeśli większość (pokolenia senioralne) będą mieć przewagę polityczną, to będą popierać – często czysto populistyczne – siły polityczne deklarujące np. kolejne świadczenia w rodzaju tzw. 13. albo 14. „emerytury”, które nie są przecież żadną emeryturą, tylko dodatkowym świadczeniem uchwalonym z motywów politycznych.
Czy zatem planowana strategia migracyjna może być antidotum na opisane powyżej problemy? Niestety, wiele wskazuje na to, że może jedynie złagodzić, a nie odwrócić negatywne trendy demograficzne. Aby stało się inaczej, na dużą skalę powinna pojawić się migracja osiedleńcza w miejsce krótkoterminowej zarobkowej. Do tego konieczna jest inkluzywna polityka społeczna na poziomie centralnym i samorządowym, której zasady trzeba wypracować i znaleźć środki na sfinansowanie. Pojawiają się także optymistyczne głosy, że robotyzacja i automatyzacja gospodarki może przyjść na ratunek demografii. Otwarte pozostanie jednak pytanie o jej skalę i koszty, a przede wszystkim kto w takim razie będzie kontrybuować do systemu ubezpieczeń społecznych? Potrzeby systemu będą rosnąć i alternatywą jest wzrost obciążeń fiskalnych, co grozi złamaniem wspomnianej już solidarności pokoleniowej, albo… opodatkowanie („ozusowanie”) robotów. Brzmi to trochę jak science fiction, ale w miarę pogarszania się stanu finansów publicznych będzie rosnąć także polityczna kreatywność w poszukiwaniu nowych źródeł pieniędzy. Podsumowując, niestety z frontu demograficznego nie ma dobrych wieści. Pilne jest zaprojektowanie i realizowanie rządowej strategii migracyjnej, bo w sposób trwały przeszliśmy już z ujemnego do dodatniego salda migracji, a także rozwiązanie z korzyścią dla rynku pracy kilku pozostających jeszcze prostych rezerw, aby zwiększyć stopę zatrudnienia do poziomu np. skandynawskiego: alokacja zatrudnionych w rolnictwie, zatrudnianie osób niepełnosprawnych, w niepełnym wymiarze czasu pracy, upowszechnienie elastycznych form zatrudnienia, a także wydłużanie efektywnego wieku emerytalnego. To wszystko są jak na razie jednak półśrodki, bo stolik demograficzny został już w Polsce wywrócony…