Perspektywy gospodarcze

O tym, że zeszły rok będzie okresem silnego spowolnienia gospodarczego w Polsce było wiadomo powszechnie, ale mało kto przewidywał, że PKB drgnie w górę zaledwie o 0,2 proc. Niedawne propagandowe zapewnienia o polskim cudzie gospodarczym i „tygrysie Europy” prysły, tak samo jak zapewnienia, że jesteśmy (prawie) we wszystkim najlepsi. Zderzyliśmy się z twardą rzeczywistością dekoniunktury w UE, ale nie tylko.

Szacunki GUS za cały 2023 rok są tym bardziej rozczarowujące, że prognozy były ciut bardziej optymistyczne, bo oscylowały wokół 0,5 proc., tak jak prognoza 27 ekspertów i makroekonomistów w ramach konsensusu prognostycznego Europejskiego Kongresu Finansowego. To niepokojące, i to z kilku powodów. Po pierwsze, tak słaby wynik całoroczny wskazuje na słabą końcówkę roku, a przecież miało być odwrotnie: po spadku PKB w dwóch pierwszych kwartałach wzrost gospodarczy – jak uspokajało wielu ekonomistów – miał tylko przyśpieszać. O ile trzeci kwartał zdawał się wskazywać na taki scenariusz, to czwarty zupełnie zawiódł. W związku z tym zamiast wchodzić w Nowy Rok z optymizmem – dominującym uczuciem jest rozczarowanie i niepewność, jak koniunktura będzie się rozwijać i czy kolejne kwartały nie okażą się również rozczarowaniem. A wtedy całoroczne prognozy wzrostu np. 2,8 proc. (kolejne przewidywanie 27 ekspertów i makroekonomistów w ramach konsensusu prognostycznego Europejskiego Kongresu Finansowego) wzięłyby w łeb i po świetnym popandemicznym wyniku 2022 roku (5,3 proc.) pozostałaby tylko wysoko postawiona frustrująca poprzeczka, bo takiego poziomu możemy nie zobaczyć przez wiele lat, nawet jeśli w końcu pojawią się upragnione pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Ten ostatni urasta do roli magicznego akceleratora dla PKB, który ma deszczem pieniędzy rozwiązać wiele problemów jakie narosły w gospodarce przez ostatnie lata: od niepewności inwestycyjnej po nieprzewidywalność podatkową.

Tymczasem dla słabnącej strukturalnie gospodarki KPO bardziej może pełnić rolę podtrzymującą niż stymulującą rozwój pełną parą. Od 2016 roku mamy model gospodarczy oparty o maksymalne stymulowanie prywatnej konsumpcji, poprzez np. gigantyczne transfery socjalne, który wyczerpał ostatnio swój potencjał m.in. na skutek nieakcepotowanie wysokiej inflacji, która nie tylko zdemolowała realną wartość oszczędności ludności, ale także psychologicznie przyhamowała skłonność do wydawania pieniądzy, w tym otrzymywanych z transferów socjalnych. Jak szydło z worka wychodzi niski poziom (najniższy w naszym całym regionie) inwestycji prywatnych, a to one w zdrowej gospodarce powinny był głównym motorem wzrostu PKB, a nie konsumpcja stymulowana polityką fiskalną. Drogi kredyt (główna stopa procentowa spadła na razie o 1 pkt proc. ze szczytu 6,75 proc.) też zrobił swoje dla zahamowania konsumpcji oraz inwestycji. Inflacja co prawda spadła, ale nie ma co przedwcześnie się cieszyć, bo nadal w sztuczny sposób są zaniżane ceny żywności czy energii. Nasza gospodarka została na dobre rozregulowana poprzez ręczne sterowanie, aby w okresie przedwyborczym nie rozjuszyć wyborców szalejącymi cenami i jej powrót do równowagi zajmie sporo czasu i wymagać będzie odważnych decyzji politycznych, choć powszechnie widomo, że np. nie można w nieskończoność „mrozić” cen prądu. Tymczasem z powodu wyborów samorządowych i europejskich czeka nas jeszcze blisko pół roku politycznej gry na przeczekanie z urealnieniem wielu cen, które albo zostały zaniżone przez zabiegi podatkowe (żywność), albo polityczną ingerencją w ceny rynkowe (energia). W tej sytuacji niepewność wśród przedsiębiorców zamiast spadać, to rośnie, co przekłada się na skłonność do prowadzenia inwestycji.

Podsumowując: mamy najgorszy wynik PKB od  wejścia do Unii Europejskiej – nie licząc roku pandemicznego – (smutny prezent na rocznicę dwudziestolecia akcesji) i co więcej, kiepsko wypadamy także na tle całej UE. Mocno ciąży nam słabość gospodarek UE najbardziej powiązanych, a czele z Niemcami. Optymiści oczywiście liczą na wspomniany już efekt KPO, ale także wzrostu 500+ do 800+ oraz płacy minimalnej, co ma stymulować konsumpcję prywatną. Tyle, że konsumpcja prywatna rozczarowała już w 2023 r., więc dobrze, aby nie zawiodła w 2024…