Finanse publiczne

Kolejne obniżki stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej słabo przekładają się na spadek rentowności obligacji rządowych, co świadczy o dużej ostrożności inwestorów, którzy z niepokojem patrzą na galopujący dług publiczny. W efekcie nadal mamy jeden z najwyższych w Unii Europejskiej kosztów obsługi długu, co uderza w możliwości budżetu finansowania działań prorozwojowych czy ochrony zdrowia.

Im wyższe stopy procentowe, tym droższy kredyt nie tylko dla firm i gospodarstw domowych, ale również dla państwa, które emituje górę obligacji, ponieważ zrównoważony budżet pozostaje w sferze marzeń i dziurę  między dochodami państwa i wydatkami trzeba zapychać pożyczonymi pieniędzmi. A tych jest coraz więcej, nie tylko z długu rządowego kontrolowanego przez parlament, ale również pozaparlamentarnego ulokowanego w funduszach PFR i BGK. W tym roku koszt obsługi długu skarbu państwa ma sięgnąć 75 mld zł, a w przyszłym roku pójdzie na ten cel rekordowe 90 mld zł (w 2019 roku było to ledwie 30 mld zł!). Koszt obsługi długu przewidywany w 2026 roku rodzi jeszcze większy niepokój, kiedy porównamy do planowanych dochodów państwa (647 mld zł), bo pożre blisko 14 proc. wszystkich środków jakie zbierze państwo ze wszystkich danin, a przecież już w tym roku widać jak dramatyczna jest sytuacja np. z wydatkami na utrzymanie ochrony zdrowia, gdzie brakuje tak pieniędzy, że resort finansów musi ratować sytuację doraźną emisją obligacji skarbowych na ten cel.

Dlatego z wielką ulgą powinniśmy przyjmować kolejne obniżki stóp procentowych, które w tym roku ruszyły mocno w dół, bo jak na razie w sumie o 1,25 pkt. proc. Jeśli na listopadowym posiedzeniu ponownie RPP obetnie stopy o 0,25 pkt. proc., to główna spadnie do 4,25 proc. Takiej decyzji może sprzyjać inflacja zmierzająca powoli do celu inflacyjnego (2,5 proc. plus/minus 1 pkt proc.), bo wynosi już 2,8 proc. Sęk w tym, że obniżki rentowności obligacji wcale nie idą w parze z obniżką ceny kredytu przez RPP. Papiery  dziesięcioletnie przed 12 miesiącami miały 5,76 proc., a obecnie 5,29 proc., czyli z grubsza ledwie 0,5 pkt proc. mniej. Zupełnie, jakby inwestorzy zobaczyli tylko pierwszą (0,5 pkt proc.) obniżkę, a kolejnych trzech po 0,25 pkt proc. już nie. Różnica jest ogromna jak na skalę obniżek i i reakcję rynku obligacji można uznać przynajmniej za bardzo ostrożną. Jednak inwestorzy, szczególnie zagraniczni, patrzą na coś znacznie więcej niż tylko kolejne obniżki stóp, bo są świadkami bezprecedensowego zadłużania państwa, niepewności co do możliwości pozyskania nowych dochodów (potencjalne weta prezydenta do ustaw podnoszących podatki), a swoje zrobiły też dwie czołowe agencje ratingowe, co prawda pozostawiając rating na niezmienionym poziomie, ale zgodnie zmieniając perspektywę na negatywną, więc kolejnym krokiem może być już cięcie naszej wiarygodności kredytowej. To wszystko sprawia, że nadal koszty obsługi zadłużenia są na bardzo wysokim poziomie, a w Europie możemy „konkurować” pod tym względem jedynie z pogrążającymi się w finansowych kłopotach Rumunią (7 proc.) i Węgrami (6,9 proc.). Widać coraz bardziej, że powstała grupa słabszych finansowo państw spoza strefy euro (poza Czechami, które „od zawsze” mają niższe rentowności i politykę monetarną banku centralnego bardzo zbliżoną do Europejskiego Banku Centralnego), które płacą za swój dług jak za zboże i coraz więcej, bo nie dość, że wysoki pozostaje koszt obsługi, to jeszcze przybywa nowego długu (Polska netto w kraju ma pożyczyć 241 mld zł, a zagranicą – 182 mld zł). W efekcie w przyszłym roku na spłatę odsetek pójdzie aż 19 proc. więcej niż w 2024 r., co zawęzi możliwości budżetowe finansowania nie tylko działań prorozwojowych, ale także ochrony zdrowia czy zbrojeń, które coraz mocniej są finansowe ze środków pozabudżetowych, co nie zmienia faktu, że generuje to wysoki dług liczony według unijnej metodologii.

W tym roku prawdopodobnie zostanie przekroczony 60 proc. próg długu publicznego w relacji do PKB wg metodologii unijnej, w kolejnym dojdzie do 65 proc., a w 2029 – 75 proc. I niech nikogo nie uspokaja, że średnia dla UE wynosi ponad 80 proc., a dla strefy euro zbliża się nawet do 90 proc., bo jesteśmy poza strefą euro, a stan finansów publicznych gwałtownie się pogarsza. Wcale nie „wyrastamy” z długu dzięki wzrostowi PKB, ale się w nim coraz bardziej pogrążamy. Jeśli inwestorzy zagraniczni stracą cierpliwość, to wyprzedaż obligacji z ich portfeli wywinduje rentowności polskiego długu do poziomu nie do obsłużenia. Taki model był ćwiczony w Grecji czy Portugalii podczas kryzysu w strefie euro…