Wzrost inflacji w przyszłym roku mamy jak w banku. To dobra wiadomość dla budżetu, ale fatalna dla oszczędzających, bo grube miliardy na lokatach bankowych będzie przynosić realne straty, a do tego będziemy „karani” podatkiem Belki za papierowy zysk.
Hydra inflacji już kilkakrotnie podnosiła swój łeb, aby na chwilę odpuszczać. W listopadzie znowu drgęła w górę – do 2,6 proc. Jednak to dopiero preludium co czeka nas w przyszłym roku. Pojawia się coraz więcej prognoz mówiących, że na początku roku, kiedy w górę pójdzie m.in. prąd, akcyza, opłaty za śmieci, inflacja mocno ruszy w górę i nie tylko dynamicznie przebije próg 3 proc., ale może sięgnąć przejściowo nawet 4 proc. Warto w tym miejscu przypomnieć, że w tym ostatnim scenariuszu wzrost znajdzie się poza widełkami wahań +/- 1 pkt. proc. od celu inflacyjnego Rady Polityki Pieniężnej wynoszącego 2,5 proc.
Jeśli przewidywania ekonomistów się potwierdzą, dla posiadaczy depozytów będzie to oznaczało jedno: lokaty bankowe będą przynosić realne straty, skoro oprocentowanie nie będzie nadążać za inflacją. A wiele wskazuje, że tak się właśnie stanie, ponieważ z Rady Polityki Pieniężnej słychać, że stopy pozostaną w przyszłym roku na stabilnym poziomie, a to oznacza, że główna będzie na najniższym historycznie poziomie 1,5 proc. Podwyżek stóp nie ma co się spodziewać z dwóch powodów: na świecie dominują ekstremalnie niskie stopy procentowe, a poza tym w przyszłym roku mamy wybory prezydenckie, a cena kredytu jest tak samo drażliwa dla wyborców jak ceny prądu, więc utrzymanie niezmienionej polityki pieniężnej może mieć także motywacje polityczne (choć nikt się oczywiście otwarcie do tego nie przyzna). Tak czy siak, wygląda na to, że inflacja zostanie spuszczona z łańcucha i o tym o ile wzrośnie, a potem może spaść, decydować będą siły czysto rynkowe i koniunkturalne, nie będzie zaś sterowana za pomocą polityki pieniężnej. Niesie to ze sobą duże zagrożenie, ponieważ inflacja łatwo może się wymknąć spod kontroli, szczególnie jeśli nasi konsumenci będą działali w ramach samospełniającej się przepowiedni, że „będzie drożyzna”, i swoimi zakupami będą nakręcać spiralę wzrostu cen.
Wysoka inflacja będzie miała przełożenie nie tylko na realną stratę dla posiadaczy lokat, ale także dodatkowe karanie ich „podatkiem Belki”. Bo choć jest to podatek od zysków, to naliczany będzie od zysku nominalnego, a w praktyce klient banku będzie mieć realną stratę. W efekcie jego strata zostanie pogłębiona dodatkowo zapłaconym podatkiem, co będzie kuriozum z kategorii niesprawiedliwości podatkowej. Oczywiście z rosnącej inflacji cieszyć się będzie rząd, bo to okazja do wyższych wpływów podatkowych zupełnie „gratis”.
Niemniej będziemy w przyszłym roku świadkami dawno nie widzianego szoku inflacyjnego, tym bardziej, że jeszcze świeżo mamy w pamięci długi, bo aż 27-miesięczny cykl deflacyjny. Pasywna polityka pieniężna może sprawić, że będzie to rodzaj eksperymentu na żywym organizmie gospodarki, ze skutkami, których do końca nie można przewidzieć. Oby nie skończyło się w niedalekiej przyszłości skokowym podwyżkami stóp procentowych, co mogłoby wpędzić w tarapaty posiadaczy np. kredytów hipotecznych, tym razem w złotych, którzy zdążyli się już od kilku lat przyzwyczaić do rekordowo taniego kredytu i są często przekonani – jak kiedyś frankowicze – że tak już będzie na zawsze.