Można było się tego spodziewać: po aferze GetBack usłyszeliśmy od nadzoru finansowego, że potrzeba… nowych regulacji. Tyle, że inflacja regulacji nie służy rynkowi finansowemu i lepiej gdyby istniejące prawo było stosowane jak należy przez organy państwa.
Zbliża się nieuchronnie 17 lipca: pierwsza rocznica najbardziej – jak się okazało po czasie – kompromitującego debiutu w historii warszawskiej giełdy, czyli GetBack. Warto przypomnieć ile inwestorzy wyłożyli na akcje spółki, której zobowiązania obecnie sięgają 3,3 mld zł i znajduje się ona na krawędzi finansowej katastrofy. Była to jedna z największych w ostatnich latach ofert publicznych: w sumie sprzedano akcje za 740 mln zł, z czego spółka pozyskała pokaźną kwotę, bo aż 370 mln zł świeżej gotówki na nabywanie portfeli wierzytelności. Inwestorzy indywidualni kupili papiery za 55 ml zł.
Wyceny spółki przed IPO wykonane przez domy maklerskie wahały się między 2,5 do nawet 4 mld zł. Instytucje finansowe były jednak ostrożne w stawianiu pieniędzy na GetBack, co można wywnioskować z faktu, że cena emisja po book-buildingu była na minimalnym poziomie 18,5 zł (maksymalne widełki ustalono aż na 27 zł). Kiedy w tym roku spółka nie potrafiła wykupić swoich obligacji (w sumie emisje miała o nominalnej wartości 2,6 mld zł) okazało się, że część papierów ma w swoich portfelach aż dziewięć tysięcy indywidualnych inwestorów, a śledczy i nadzór finansowy co chwila informują o podejrzanych transakcjach spółki oraz osób z nią powiązanych.
W sumie afera GetBack fatalnie podcięła zaufanie do rynku kapitałowego. I tak też sprawę widzi nadzór finansowy, i z tą „oczywistą oczywistością” zgodzi się każdy obserwator rynku. Jednak nie można powiedzieć już tego o wnioskach jakie płyną z nadzoru na przyszłość. W rozmowie z „Pulsem Biznesu” wiceszef KNF zapowiedział właśnie zwiększenie regulacji, m.in. licencjonowanie osób z zarządów TFI. Sęk w tym, że szukanie antidotum na podobne afery w przykręcaniu śruby regulacji jest ślepą uliczką. Powód? Po pierwsze i tak już mamy mocno przeregulowany rynek i jeśli dobrze pamiętam prezentację założeń nowej strategii dla rynku kapitałowego z konferencji IDM w Bukowinie w marcu tego roku, to właśnie jednym ze sposobów na poprawę standingu naszego rynku ma być deregulacja i sugestia, aby nadzór finansowy przejrzał swoje procedury. Bowiem z rynku finansowego można często usłyszeć, że załatwienie nawet najbardziej błahej formalnej sprawy ciągnie się miesiącami, a zapytania do interesantów są piramidalne.
Efekt jest taki, że przeprowadzenie prospektu emisyjnego znacznie szybciej i taniej wychodzi np. w Holandii. Ale na to można by nawet machnąć ręką, gdyby nie fakt, że pod bokiem nadzoru finansowego wydarzyła się afera takiej skali jak GetBack. I to mimo restrykcyjnych regulacji. Warto w tym miejscu przypomnieć, że wejście w życie dyrektywy MiFID było przyjmowane jako spełnienie marzeń o ochronie drobnych, niedoświadczonych inwestorów. I co się stało? MiFID zawiódł na całej lini, skoro GetBack się wydarzył. Jeśli nadzór zajmuje się morzem procedur i szczegółowych regulacji, aby nie prześlizgnęła się nawet mysz, to może nie zauważyć, że przez salon przeszedł słoń. I tak stało się z GetBack.
Więcej regulacji oznaczać będzie wyższe koszty i dalsze zniechęcanie inwestorów oraz instytucji finansowych do naszego rynku kapitałowego. Zamiast tego bardziej rzetelnie egzekwować już istniejące przepisy i prowadzić sprawny bieżący nadzór. Choć warto pamiętać, że afery finansowe pod bokiem czujnego regulatora zdarzają się na wielu rynkach. Nasz nadal jest młody i zaufanie ma tu podwójną cenę.