Jeśli PKN Orlen przejmie Energę, to paliwowy koncern stanie się bardziej „zielony”, a skarb państwa zainkasuje w przyszłym roku półtora miliarda złotych z pseudoprywatyzacji. I będzie to wygodna wymówka, aby Energa wycofała się z budowy bloku węglowego w Ostrołęce, albo Orlen dosypał do tej inwestycji kasy.
Dawno już nie mieliśmy tak zaskakującego zwrotu akcji na warszawskiej giełdzie: oto paliwowy gigant ogłaszała wezwanie na akcje innej wielkiej firmy z sektora energetycznego i chce skupić jej 100 proc. akcji za 2,9 mld zł. To niezwykle ciekawa transakcja, której motywacja zdaje się mieć charakter przede wszystkim biznesowy, a nie polityczny. Po pierwsze Orlen chce stworzyć multienergetyczny koncern, a do tego potrzebuje firmy energetycznej. I Energa pasuje mu jak ulał, ponieważ to najbardziej „zielona” w produkcji własnej, czyli najmniej obciążona wytwarzaniem energii z węgla ze wszystkich koncernów energetycznych kontrolowanych przez państwo. Widocznie władze Orlenu wzięły sobie do serca maksymę „Trend is Your Friend”, bo energetyka odnawialna jest oczywistym trendem w Unii Europejskiej, który będzie nadawać kierunek jej polityce przez najbliższe dekady. Dlatego rozsądnym krokiem jest zakup najbardziej „zielonej” grupy energetycznej, która zawsze chwaliła się dużym udziałem OZE w wytwarzaniu. Energa ma jedynie 1,34 GW mocy zainstalowanej, z czego aż 38 proc. stanowi OZE, więc jest najmniej narażona na koszty związane np. ze zmianami cen uprawnień do emisji CO2.
Liczą się także aspiracje Orlenu, aby zainwestować w wielkie farmy wiatrowe na Bałtyku. Z całym szacunkiem dla paliwowej spółki, ale jeśli chodzi o OZE to wielkiego doświadczenia nie ma. Znacznie taniej będzie jej zapewnić sobie kompetencje w tym zakresie przejmując innego gracza doświadczonego w sektorze OZE. I znowu Energa pasuje jak ulał (choć na razie Orlen chce współpracować w tym zakresie z PGE). W grę wchodzi także elektromobilność. Działalność Energi skoncentrowana jest głównie w północnej Polsce, gdzie dostarcza prąd do 3 mln klientów indywidualnych i biznesowych, i działa na obszarze 75 tys. km kw., co może być atutem w rozwoju sieci ładowania do samochodów elektrycznych – w ten sposób Orlen może sprawnie i z mniejszymi kosztami wejść w nowy obszar elektromobilności.
Jest jednak jedno wielkie „ale” w tym dopasowaniu Energi do Orlenu. Chodzi o budowany w bólach blok węglowy w Elektrowni Ostrołęka, który jest wspólnym dziełem Energi i Enei. Pojawia się coraz więcej sygnałów, że pomimo wydania na inwestycję blisko miliarda złotych, siłownia może nie powstać. W tym scenariuszu byłaby to decyzja polityczna, pod wpływem polityki klimatycznej Unii, w którą nowy wielki blok węglowy nijak się nie wpisuje. Dlatego świetnym usprawiedliwieniem dla „poddania” Ostrołęki byłoby właśnie przejęcie Energi przez Orlen, co – jak uczy doświadczenie – zawsze wiąże się ze zmianą strategii przejmowanej spółki, w czym – przynajmniej teoretycznie – nie ma ona nic do gadania. W ten sposób państwo może rakiem wycofać się z budowy, na którą nie dość, że nie wiadomo skąd wziąć do końca pieniądze, to jak słychać z kręgów ministerialnych może być ona droższa o 2-3 mld zł. Jednak jest także drugi scenariusz: Orlen staje się finansowym „białym rycerzem” dla tej inwestycji (szczególnie po utracie zainteresowania nią PGE), jako nowy właściciel Energi dosypie kilka drobnych miliardów złotych i domknie inwestycję. Byłaby to bardzo niemiła informacja dla akcjonariuszy Orlenu. Jednak takiego scenariusza nie można wykluczyć, bo budowa węglowej Ostrołęki jest bardziej projektem politycznym, a mniej ekonomicznym. Został wszak obiecany przez obecną partię rządzącą jeszcze przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r., co pomogło w zdobywaniu głosów w tym regionie.
Niezależnie od tego jak skończą się losy Ostrołęki po przejęciu Energi przez Orlen, taka operacja zapewni także duży zastrzyk pieniędzy dla państwowej kasy. Choć zapomnieliśmy po czterech latach, co to znaczy słowo prywatyzacja, to nie znaczy wcale, że nie może być pseudoprywatyzacji, czyli pozbycia się za żywą gotówkę akcji spółki przez skarb państwa na rzecz innej spółki skarbu państwa. Przy cenie 7 zł za akcję na przejęcie całej Energi trzeba wyłożyć 2,9 mld zł. Lwia część z tej kwoty trafiłaby do skarbu państwa, bo kontroluje aż 51,5 proc. akcji, co daje wycenę pakietu na poziomie 1,5 mld zł. W ten sposób wszystko zostanie właścicielsko w rodzinie, a państwo „przytuli” w trudnym finansowo roku 2020 sporą kwotę.
Na koniec warto dodać, że Orlen może dziś zaoferować tak niską cenę za Energę, bo w ostatnich latach polityka resortu energii katastrofalnie zdołowała notowania spółek energetycznych – sama Energa przez ostatnie 12 miesięcy potaniała aż o 30 proc., a przez ostatnie pięć lat jej wartość spadła o dwie trzecie (w ostatnim roku rządów PO-PSL cena akcji sięgała poziomu 22 zł). W ten sposób została „przygotowana” do atrakcyjnego przejęcia. Dobrze, że przyjaznego, bo państwowego.