Oferta publiczna telekomunikacyjnego operatora Play miała wszelkie atrybuty, aby rynkowi kapitałowemu udało się ponownie odzyskać zaufanie rzeszy drobnych inwestorów. Po kilku latach przeważnie zyskownego „akcjonariatu obywatelskiego”, zapoczątkowanego ofertą PZU, przeżywają oni trudny czas, nie tylko z powodu słabej koniunktury, ale także upokorzeń ze strony polityków, którzy nazwali giełdę „kasynem”, nie bacząc jak ważną rolę odgrywa dla gospodarki.
Play to największa oferta spółki „prywatnej od zawsze” na warszawskiej giełdzie – sprzedano akcje za 4,4 mld zł. Tak wielka oferta z natury rzeczy wywołuje poruszenie nie tylko wśród wielkich krajowych i zagranicznych funduszy inwestycyjnych, ale także wśród drobnych inwestorów, którzy szukają okazji do zarobku. Wielkość firmy, jej atrakcyjność, potencjalnie wysoka płynność obrotu, zainteresowanie analityków – to wszystko powoduje, że taka oferta spotyka się z szerokim zainteresowaniem. Choć detaliści doskonale zdają sobie sprawę, że mają najmniej do powiedzenia jeśli chodzi o jej wycenę w IPO. Mogą zapisywać się po cenie maksymalnej, nie wiedząc jeszcze jaki będzie popyt ze strony instytucji i cena ostateczna. Idę o zakład, że ze świeczką w ręku można szukać tych, którzy sami starali się określić wartość firmy i atrakcyjność oferty. Oczywiście każdemu inwestorowi należy polecić lekturę liczącego kilkaset stron prospektu emisyjnego, aby sam sobie wyrobił zdanie o spółce, ale w praktyce detalista przeważnie polega on wycenie zawodowców, którzy pracują przy organizacji oferty.
Zapewne to zaufanie do spółki i magnetyzm wielkości oferty sprawił, że aż 16 tys. detalicznych inwestorów (razem z uprawnionymi pracownikami) zapisało się na 18 mln akcji, z których dostali niecałe 6 mln. Stopy redukcji w dwóch terminach (odpowiednio 63 proc. i 82 proc.) sprawiały, że apetyt na udany debiut mógł być wysoki. Tymczasem akcje weszły na parkiet po cenie z oferty i w początkowych godzinach handlu potaniały o ponad 5 proc. Dodajmy, że na giełdzie w tym czasie nie wydarzyła się żadna katastrofa, bo indeks WIG20 zniżkował niecały 1 proc.
I tu dochodzimy do sedna sprawy – wycen w IPO. To zrozumiałe, że akcjonariuszom sprzedającym zależy na jak najwyższej cenie, bo to przekłada się na ich zysk, a rzeszy doradców na premie. Jednak warto przy tej okazji także pamiętać, aby drobni inwestorzy nie stali się wyłącznie prostymi dawcami kapitału, tylko kupili akcje wycenione w taki sposób, aby mogli zarobić na ich debiucie. Ma to ogromne znaczenie psychologiczne dla ich dalszego aktywnego udziału w ofertach publicznych, a także handlu na rynku wtórnym.
Jeśli nie wchodzi w grę ustalenie ceny sprzedaży w IPO z dyskontem dla wszystkich, to przecież można udzielić dyskonta tylko dla detalistów, co podniesie bezpieczeństwo ich inwestycji i da bufor na wypadek niekorzystnej zmiany ceny. Tym bardziej, że z reguły tylko niewielka część akcji jest oferowana drobnym, więc w wypadku dyskonta detalicznego wpływy oferującego są jedynie proporcjonalnie mniejsze.
Dlaczego dbanie o interes detalistów w IPO jest takie ważne? Otóż drobni inwestorzy, dysponujący niewielkimi kapitałem, mają o wiele więcej do stracenia niż zamożne instytucje finansowe, które w swoich bilansach mogą zamaskować nawet duże nietrafione interesy. Dlatego maksymalizowanie wpływów ze sprzedaży akcji odbija się boleśnie rykoszetem na portfelach przede wszystkim drobnych inwestorów.
Oferta Play miała wszystkie atrybuty, aby stać się przełomową dla wielu drobnych inwestorów, którzy wrócili na rynek w nadziei, że na wielkich IPO można zarobić. Niestety tak się nie stało. Na kolejną tak znakomitą okazję dla popularyzacji giełdy przyjdzie bardzo długo poczekać. Pozostaje życzyć kolejnym spółkom i oferującym, aby roztropniej ustalali ceny sprzedaży i brali pod uwagę interes detalistów.