Wokół rządowego projektu Pracowniczych Programów Kapitałowych zrobiło się gorąco nie tylko ze względu na interes przyszłych emerytów, ale także ze względu na interesy partii rządzącej i rozgrywki frakcji politycznych wewnątrz rządu. Efekt może być taki, że PPK, podobnie jak wcześniej projekt ustawy o REIT-ach, zostanie złożony na ołtarzu sporów politycznych, ze szkodą dla oszczędzania na emeryturę.
Na razie na alarm biją przede wszystkim demografowie, bo obecni emeryci raczej cieszą się ze świadczeń, które generalnie nie są dramatycznie niskie, a kilkaset tysięcy skorzystało z okazji i otrzymało świadczenia z tytułu obniżenia wieku emerytalnego. Sęk w tym, że z roku na rok będzie coraz gorzej z wysokością emerytur, aż sprawdzą się czarne przepowiednie demografów i ekonomistów, i rzeszom świeżo upieczonych emerytów zagrażać będzie ubóstwo. Na Forum Współpracy ZUS można było usłyszeć wyliczenie jednej z ekspertek, że przy utrzymaniu wieku emerytalnego 60/65 aż 70 proc. przechodzących na emeryturę osób z rocznika 1970 będzie pobierać emeryturę minimalną. Co takie zmiany oznaczają? W praktyce dramatyczne powiększenie skali ubóstwa wśród emerytów z kilku procent do kilkunastu w 2030 r. W takim scenariuszu, w miarę starzenia się społeczeństwa, narastać będą nierówności społeczne i majątkowe, co – jak ostrzegała b. prezes GPW Małgorzata Zaleska – może doprowadzić do niepokojów społecznych. Dlatego rząd koniecznie musi coś z tym zrobić, aby Polakom nie groziła stopa zastąpiena rzędu 20-30 proc. (w stostunku do wynagrodzenia), bo będzie ich mniej stać na utrzymanie, leki i opiekę geriatryczną.
Lekiem na kassandryczne przepowiednie emerytalne ma być rządowy projekt Pracownicznych Programów Kapitałowych (PPK), który ma zaangażować zarówno pracowników, jak i pracodawców, w zwiększenie oszczędności na emeryturę. Tymczasem z konsultacji ustawy wynika, że jest wobec niej coraz mocniejszy opór wewnątrz rządu i w najważniejszych instytucjach, np. NBP, RPP i KNF, a także wśród organizacji pracodawców, które wskazują na wzrost kosztów pracy, które spadną głównie na ich barki. Ale po kolei.
Minister energii Krzysztof Tchórzewski uważa o projekcie PPK, że jest kosztowny dla słabiej zarabiających i może mieć przez to wpływ na wynik wyborów samorządowych. Chodzi o to, że składka po stronie pracownika będzie potrącana z pensji netto, co nominalnie będzie skutkowało niższą wypłatą. To właśnie element PPK, który najszybciej i najmocniej odczują osoby słabo zarabiające, które w maratonie wyborczym rozpoczynanym przez wybory samorządowe mają przecież prawo głosu. Minister energii może wykazywać się dużą intuicją polityczną, zwracając uwagę na takie ryzyko, bo nie ma żadnej powszechnej akcji informacyjnej na temat PPK, a program ma wejść w życie już od początku 2019 r. W efekcie wśród pracowników powoli roznosi się wieść, że od przyszłego roku „rząd ma obniżyć nam pensje”, co już wywołuje zaniepokojenie, i może mieć skutki polityczne w najbliższych wyborach. W tej sytuacji poparcie dla PPK wewnątrz partii rządzącej może stać się głosowaniem za lub przeciwko premierowi, szefowej resortu finansów i szefowi PFR, którzy firmują to rozwiązanie. Tym bardziej, że ośrodki takie jak NBP i KNF, są krytyczne wobec projektu i zgłosiły szereg uwag. NBP wręcz twierdzi, że projekt jest niedopracowany i nie zapewnia sprawnego działania systemu. Takie stanowisko przypomina sytuację, z którą mieliśmy do czynienia z innym sztandarowym pomysłem Mateusza Morawieckiego, czyli ustawą o REIT-ach. Ta również spotkała się z ostrą krytyką NBP. Wiele mówiło się wtedy w kuluarach o wojnie o wpływy między ośrodkiem wtedy jeszcze wicepremiera Morawieckiego i prezesa NBP. W tle była sprawa nominacji niedoszłego nowego prezesa GPW, która – jak nieoficjalnie mówiono na rynku – nie była popierana przez KNF.
Z wprowadzenia PPK duże korzyści może odnieść rynek kapitałowy, bo zapewniony zostanie stały dopływ kapitału idącego w grube miliardy. Jak się okazuje, to również spotyka się z krytyką. Jedna z członkiń RPP stwierdziła, że premier myli się, że to, co jest dobre dla rynku kapitałowego, jest dobre dla społeczeństwa.
W efekcie, w zaledwie kilka dni atmosfera wokół PPK z dyskusji czysto ekonomicznych stała się dyskusją polityczną, gdzie na szali zostały położone kwestie wygranej w wyborach i notowań partii rządzącej w społeczeństwie. Wejście wielkiej polityki do PPK może oznaczać, że losy programu – przynajmniej w kształcie jaki znamy – mogą być niepewne, tak samo jak termin jego wejścia w życie, bo pojawiają się już opinie, że 1 stycznia 2019 to za wcześniej. Tymczasem zegar emerytalny tyka niemiłosiernie i każde opóźnienie wprowadzenia dodatkowego oszczędzania na emeryturę przybliża nas do emerytalnego ubóstwa. Poza tym otwarta pozostaje kwestia jak przekonać Polaków do systemu, który dla wielu kojarzy się jednak z OFE-bis. Zabranie części obligacyjnej z OFE przez państwo zostało odczytane przez wielu oszczędzających jako złamanie umowy społecznej, mimo że Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny uznały, że to środki publiczne, a nie prywatne. Duże znaczenie dla przekonania nieprzekonanych miałoby dokończenie przekształcania OFE i zapisanie środków z pozostałej części aktywów na prywatnych kontach Polaków, które miałby walor zbliżony do kont bankowych. Bez tego przywrócenie społecznego zaufania do emerytalnej polityki rządu może być problematyczne. Bo nadal istnieje groźba całkowitej nacjonalizacji OFE i przejęcia całości środków przez państwo.
Jeśli te wątpliwości nie zostaną rozwiane, to może być krucho z tzw. stopą partycypacji w programie PPK. Z programu można się bowiem wypisać. A to oznacza, że osoba nie wierząca w tę rządową propozycję może nadal otrzymywać pensję netto na niezmienionym poziomie i ewentualnie oszczędzać na własną rękę.
Doświadczenia innych krajów z podobnymi modelami oszczędzania są zróżnicowane. Podczas konferencji Izby Domów Maklerskich w marcu przedstawiono przykłady zarówno sukcesu (75 proc. stopa przystąpienia w Wielkiej Brytanii i Nowej Zelandii) jak i porażki (we Włoszech wypisało się z programu aż 73 proc., w Turcji stopa wyniosła jedynie 40 proc., rezygnowali tam ludzie lepiej zarabiający). A jeśli PPK nie osiągnie masowego przystąpienia rzędu 75 proc., to po pierwsze nie zostanie spełniony podstawowy postulat powszechnego wzrostu zabezpieczenia emerytalnego i nie zostanie znacząco zmniejszona groźba wzrostu strefy ubóstwa, a po drugie, do gospodarki, w tym na rynek kapitałowy, będzie wpływać mniej pieniędzy, więc wpływ na PKB będzie proporcjonalnie niższy.
W sumie zapowiada się niezwykle ciekawy pojedynek nie tylko na argumenty ekonomiczne, ale także polityczne w sprawie sposobu i kosztów wprowadzenia dodatkowego zabezpieczenia emerytalnego, którego stawką jest poziom życia milionów Polaków.