W nowym projekcie ustawy o Pracowniczych Planach Kapitałowych mamy wpisaną wprost gwarancję, że środki zgromadzone na tych kontach są środkami prywatnymi, czyli de facto statut mają zrównany z lokatami bankowymi, co ma zachęcić miliony Polaków do odkładania w tym systemie oszczędności na jesień życia. Sęk w tym, że nadal nie została uregulowana sprawa „prywatności” środków z części akcyjnej OFE, co podważa zaufanie do nowej propozycji rządu.
PPK należały do bardzo gorących tematów dyskutowanych podczas konferencji Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych WallStreet22 w Karpaczu (25-27 maja). Nowy pomysł rządu na budowanie zabezpieczenia emerytalnego promował sam Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju. Podczas dyskusji o PPK wiele mówiono o technicznych aspektach nowego systemu (zapisy, wysokość wpłat, polityka inwestycyjna, benchmark itd.), ale jak bumerang wracał w tym kontekście temat zaufania do państwa. Jak się okazało, dla wielu inwestorów niezałatwiona sprawa OFE jest szalenie ważna, gdy rozważają swoją decyzję wobec PPK. Przypomnę, że zgodnie z wyrokami Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego środki zgromadzone w OFE mają status publiczny, czyli nikt nie może sobie o nich decydować, tylko państwo. Tymczasem, dwie dekady temu OFE było propagowane jako prywatna część ubezpieczenia na emeryturę, dzięki której mieliśmy na starość „wypoczywać pod palmami”. Okazało się, że palm nie ma, a na dodatek kilka lat temu państwo wyciągnęło rękę po część obligacyjną funduszy, zagarnęło gotówkę, a przyszłym emerytom dało w zamian zapis księgowy w ZUS. Problem w tym, że w OFE były to realne pieniądze, w ZUS jedynie wirtualne. Dla wielu inwestorów, takie okrojenie OFE było złamaniem umowy społecznej zawartej przez rządzących pod koniec lat 90. ubiegłego roku i przez to gwałtownie spadło zaufanie do państwa, jeśli chodzi o jego działania emerytalne. Nie zmienia to jednak faktu, że temat wysokości przyszłych emerytur staje się coraz bardziej palący, bo jeśli tzw. stopa zastąpienia (relacja emerytury do ostatnich zarobków) powiązana z wielkością zgromadzonych składek będzie rzędu 20-30 proc., to będziemy mieć rzesze bieda-emerytów, którzy nie będą mieli się z czego utrzymać, co grozi nawet niepokojami społecznymi i pokoleniową katastrofą.
Część osób zdaje sobie sprawę, że trzeba odkładać dodatkowo na emeryturę, np. w IKE czy IKZE, ale większość samodzielnie tego nie podejmuje. W tej sytuacji zrozumiałe jest, że rząd chce coś z tym zrobić. Jednak system PPK ma być dobrowolny w tym sensie, że będzie można się z niego wypisać. I tu jest pies pogrzebany, bo o ile zostaną zapisani wszyscy, to z powodu słabego zaufania do państwa wielu może zrezygnować. W optymistycznym scenariuszu, może być jak w Wielkiej Brytanii czy Nowej Zelandii, gdzie w systemie pozostało 75 proc., ale na drugim biegunie są np. Włochy, gdzie 75 proc. powiedziało „nie”.
Na rynku kapitałowym można usłyszeć wiele głosów, że aby przywrócić zaufanie do państwa, jeśli chodzi o indywidualne gromadzenie środków na emeryturę, to najpierw powinna zostać ostatecznie uregulowana sprawa pozostałych jeszcze w OFE pieniędzy. Rząd składał wielokrotnie deklarację, że chce, aby 75 proc. środków zostało zapisane na prywatnych kontach, a 25 proc. trafiło do Funduszu Rezerwy Demograficznej (taki rodzaj „haraczu” za sprywatyzowanie reszty środków) . W marcu 2017 r. ówczesny wicepremier Mateusz Morawiecki zapewniał, że owe 75 proc. środków zostanie przekazanych na konta indywidualne na przełomie II i III kwartału. Minął rok, i nic się nie dzieje w tej sprawie, więc inwestorzy mają podejrzenie, że takie zwlekanie może skończyć się jednak całkowitą nacjonalizacją OFE, gdyby na skutek np. spowolnienia gospodarczego albo recesji trzeba ratować budżet obciążony gigantycznymi transferami socjalnymi.
Dlatego niezałatwiony status OFE niezmiernie ciąży na losach PPK, bo jest symbolem utraty zaufania do państwa. Niestety, nie zapowiada się, aby los OFE został rozstrzygnięty przed wejściem PPK w życie, więc będzie to jeden z największych hamulców dla projektu.