Jeszcze kilka lat temu wieści o spadku stopy bezrobocia były przyjmowane z entuzjazmem. Dziś wyłącznie z niepokojem, bo brak pracowników jest największym zagrożeniem dla przyszłości naszej gospodarki.
Według resortu pracy w czerwcu stopa bezrobocia rejestrowanego spadła do 5,9 proc. z 6,1 proc. w maju. To najniższy historycznie poziom od początku lat 90. i mniej niż założono w ustawie budżetowego na koniec roku (6,4 proc.). Liczba bezrobotnych spadła poniżej symbolicznego miliona (969 tys.). Prognozy resortu pracy mówią, że trend spadkowy się utrzyma i za rok wskaźnik może spaść do zaledwie 4,9 proc.
Sęk w tym, że nie ma się z czego cieszyć. Można powiedzieć, że mamy nie tyle „rynek pracownika”, co „super rynek pracownika”. Firmom coraz trudniej znaleźć jakichkolwiek pracowników, zarówno nisko wykwalifikowanych jak i specjalistów. I muszą coraz więcej płacić, aby zatrzymać tych, których już mają. Rosnące pensje sprawiają, że np. firmy budowlane rezygnują z udziału w wielu przetargach, w których zamawiający proponuje ryzykownie niskie wynagrodzenie, bo nie są w stanie przewidzieć, o ile za rok-dwa wzrosną im koszty osobowe, które mogą zepchnąć rentowność długoterminowych kontraktów pod wodę. Rząd też już dostrzega niebezpieczeństwo „super rynku pracownika”. Premier Mateusz Morawiecki kilka dni temu dał do zrozumienia, że wzrost PKB w perspektywie spadnie poniżej 4 proc. właśnie przez rynek pracy. Mamy bowiem mieszkankę wybuchową: z jednej strony przybywa osób odchodzących na emeryturę (szczególnie po obniżeniu wieku emerytalnego), a z drugiej z mało wchodzi na rynek pracy. Alternatywą jest uzupełnienie rynku przez imigrantów ekonomicznych, głównie pracowników z Ukrainy. Jednak obecnie Ukraińcy mogą pracować w całej Unii Europejskiej i często płace proponowane im przez polskich przedsiębiorców są po prostu zbyt niekonkurencyjne, aby u nas zostali na dłużej.
Dlatego należy zapomnieć o stopie bezrobocia, a przynajmniej przestać używać jej jako symbolu gospodarczego sukcesu. I pilnie rozpocząć debatę na temat stopy zatrudnienia, aby wskazać i wykorzystać rezerwy na rynku pracy, np. wśród kobiet lub osób w wieku 55+. Demografia jest nieubłagana i jedynie w ten sposób można ratować sytuację na rynku pracy.