Energetyka

Szalejące ceny prądu nie tylko przerażają polskich przedsiębiorców, którzy szczególnie w branżach energochłonnych boją się utraty konkurencyjności, ale przemeblowują układ na rynku, eliminując mniejszych graczy dostarczających energię elektryczną.

Kłopoty niezależnych sprzedawców, którzy dywersyfikowali dostawy na rynku mając u boku wielkich graczy z grup energetycznych, spowodowane zostały rajdem w górę cen energii, który obserwujemy z grubsza od połowy zeszłego roku. Ceny na rynku hurtowym poszły w górę o ponad 50 proc., głównie z powodu wzrostu cen uprawnień do emisji CO2 z 5-6 euro za tonę do ponad 20 euro. Efekt jest taki, że sprzedawcy bez długoterminowych umów na kupno energii, musieli zwinąć interes. Trudno przewidzieć czy to koniec energetycznego armagedonu, który ma poważne konsekwencje dla odbiorców, zarówno indywidualnych jak i firm, bowiem muszą oni poszukać sobie nowego sprzedawcy, a w międzyczasie prąd będą otrzymywać od sprzedawcy rezerwowego, tyle że zapewne po wyższych cenach. Skutki będą dwojakie: po pierwsze wyższe ceny dla odbiorców, a po drugie niekorzystne zwiększenie koncentracji w branży, która nigdy nie sprzyja konkurencyjności cenowej.

Wydarzenia na rynku energii elektrycznej są pilnie obserwowane przez firmy, dla których koszty energii stanowią poważną pozycję w kosztach. Jeśli nie mają umów długoterminowych, już płacą więcej za prąd albo zapłacą więcej w zawieranych obecnie kontraktach. Koncerny energetyczne muszą przerzucić na przemysł przynajmniej część dramatycznie rosnących kosztów CO2 i skutków polityki resortu energii, który ulegając lobby węglowemu forsuje nadal energię z węgla, pomimo że wie doskonale, iż w Europie następuje coraz większa dekarbonizacja miksu energetycznego. W efekcie skoku cen CO2 rosną ceny hurtowe energii i konia z rzędem temu, kto przewidzi jak wysoko dojdą np. w przyszłym roku. Niestety prognozy mówią, że cena praw do emisji tony CO2 może wzrosnąć na koniec roku nawet do 25 euro, w późniejszych latach nawet do 30-40 euro, czyli szanse na tańszy prąd są marne.

Przemysł ucierpi także z tego powodu, że trudno sobie wyobrazić, aby w roku wyborczym Prezes Urzędu Regulacji Energetyki zgodził się na przerzucenie całości kosztów drożejącej energii na odbiorców indywidualnych chronionych taryfą G. Oczywiście, nie wiemy jeszcze obecnie jakie będą wnioski taryfowe największych grup energetycznych kontrolowanych przez państwo, ale można założyć, że szefowie tych koncernów także będą mieli z tyłu głowy wielką politykę i proponując zbyt wysokie skoki taryf mogliby zapłacić za to odwołaniem ze stanowisk. Wychodzi na to, że krajowy przemysł będzie poszkodowany dwukrotnie: na „zwykłej” cenie hurtowej i faktycznej dopłacie za ewentualne zaniżenie cen dla odbiorców indywidualnych. W tym kontekście polityczne zapewnienia, że będziemy mieć tanią energię, a konkurencyjność przemysłu nie ucierpi, można traktować jak przedwyborcze zaklinanie rzeczywistości.