Po upadku w 2008 r. legendarnego banku Lehman Brothers wydawało się, że po dekadzie gigantycznego lewarowania, nastąpi dekada delewarowania i światowa gospodarka wróci do równowagi. Nic bardziej mylnego. Globalne zadłużenie bije rekordy i tworzy podatny grunt pod nowy kryzys zadłużenia.
Upadek Lehmana, a potem kryzys zadłużeniowy w strefie euro miały być lekcją, że nie można się zadłużać ponad miarę, bowiem prowadzi to do katastrofy. A w czasach dobrej koniunktury, trzeba spłacać długi z nadwyżek. Niestety, lekcja pozostała nieodrobiona, bo zadłużenie globalne, szczególnie sektora publicznego i przedsiębiorstw, bije rekordy i jest wyższe niż w feralnym 2008 r. Takiej tendencji do zadłużania sprzyja dekada niskich stóp procentowych, która sprawiła, że w wielu czołowych gospodarkach cena kapitału spadła do zera, więc – używając kolokwialnego języka – grzechem byłoby nie brać kredytów. Jednak ta epoka odchodzi do historii: amerykański bank centralny Fed już stopniowo podnosi stopy, co w końcu zmusi pozostałe banki centralne do podążenia tym śladem. W przeciwnym razie kapitał będzie przepływać do USA np. ze strefy euro. Efekt jest taki, że mamy rekordowy dług globalny, a za pasem serial podwyżek stóp procentowych. Oznacza to, że obsługa zadłużenia będzie więcej kosztować i zmniejszy szanse na spłatę długu. Stąd tylko krok do bankructwa państwa albo firmy.
Każdy zadłużony podmiot ma punkt krytyczny rentowności obligacji, ponad którym kończy się jego zdolność do obsługi zadłużenia. Podczas kryzysu strefy euro na początku obecnej dekady przykładowo dla Hiszpanii i Włoch był to poziom 7 proc. Gdyby nie ratunkowa interwencja Europejskiego Banku Centralnego, to ta granica zostałaby wówczas przekroczona i dziś strefa euro byłaby już prawdopodobnie w podręcznikach historii.
Dlatego przybywa ekonomistów, którzy uważają, że kolejny kryzys jest tylko kwestią czasu, ponieważ przez dekadę nie rozwiązano problemu zadłużenia. Tani pieniądz posłużył nakręceniu spirali cen na rynku nieruchomości i giełdach, a mało wspomagał realną gospodarkę. Otwarte pozostaje pytanie w jaki sposób banki centralnego i rządy będą walczyć ze skutkami przyszłego spowolnienia gospodarczego albo recesji. Wszystkie niekonwencjonalne metody, na czele z gigantycznym dodrukiem pieniądza, zostały już wykorzystane. Jeśli na nadmierne zadłużenie nałożymy rosnące w siłę ruchy populistyczne w zadłużonych państwach, wojnę handlową „USA kontra reszta świata”, rosnącą bańkę spekulacyjną na rynkach akcji i nieruchomości, to przyszłość globalnej koniunktury maluje się w ciemnych barwach.
W nowej rzeczywistości będzie musiała się także odnaleźć Polska, która jak na razie korzysta zarówno z niskich stóp procentowych na lokalnym i globalnym rynku. Pewne jest, że podwyżki stóp sprawią, że obsługa zadłużenia nie będzie tak tania jak obecnie, co odbije się na budżecie, co chwilę obciążanym kolejnymi wielomiliardowymi transferami socjalnymi.