Propozycja PO nowelizacji ustawy o OFE zakrawa na polityczne kuriozum, bo przecież ta formacja stała kilka lat temu za okrojeniem funduszy z obligacji i zniszczeniem ich reputacji. Nie zmienia to faktu, że sprawę prywatyzacji środków w OFE należy jak najszybciej załatwić, aby nie było pokusy państwa na zawłaszczenie tych pieniędzy w razie kryzysu gospodarczego i pogorszenia finansów publicznych.
Rządząca przed dwie kadencje kolacja PO-PSL zrobiła wszystko, aby złamać umowę społeczną i wykazać, że środki zgromadzone w OFE zależą od widzimisie państwa, a nie są – jak dwie dekady temu przekonywano społeczeństwo – prywatnymi pieniędzmi, które indywidualnie odkłada się na emeryturę. Potwierdziły to wyroki Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego, że środki w OFE są publiczne, a nie prywatne. Jednak łatwo było w tych orzeczeniach wyczuć bieżącą polityczną „rację stanu”. Otworzyło to drogę do zabrania z funduszy części obligacyjnej i zamiast realnych pieniędzy zapisanie na kontach Polaków tych kwot w postaci księgowej, czyli de facto wirtualnej. Teraz PO chce, aby ustawowo wprowadzić zapis, że środki w OFE nie są jednak środkami publicznymi. Oczywiście, to element gry politycznej, który gdyby tylko miał szansę powodzenia, doprowadziłby do zablokowania możliwości nacjonalizacji przez rząd PiS ponad 150 mld zł zarządzanych przez fundusze. W sytuacji, gdyby doszło do spowolnienia, lub co gorsza recesji gospodarczej, można założyć, że gwałtownie pogorszyłby się stan finansów publicznych i nacjonalizacja realnie istniejących pieniędzy z OFE mogłaby je ratować. Tym bardziej, że są co rusz obciążane nowymi kosztownymi transferami socjalnymi, na czele z programem 500+.
Przy obecnym układzie sił politycznych można mieć „przypuszczenie graniczące z pewnością”, że projekt PO pójdzie do kosza. Jednak ważne jest podniesienie tematu przyszłości OFE, bo to jedna z najważniejszych niezałatwionych spraw, która blokuje rozwój rynku kapitałowego, a także nie sprzyja realizacji kolejnego wielkiego projektu budowania długoterminowych oszczędności, czyli PPK. Warto przypomnieć, że na początku 2017 r. ówczesny wicepremier Mateusz Morawiecki obiecał, że sprawa przyszłości OFE zostanie załatwiona bardzo szybko w scenariuszu: 75 proc. na indywidualne konta, czyli w praktyce sprywatyzowanie tych środków, a 25 proc. na konto Funduszu Rezerwy Demograficznej, czyli faktycznie znacjonalizowanie tej części (jak się można domyślać, byłby to rodzaj „haraczu” za oddanie przez państwo trzech czwartych środków na konta obywateli). Sęk w tym, że w tym temacie nic się nie dzieje. Zresztą PO jest przeciwna także temu rozwiązaniu i chce w nowelizacji, aby zablokować taką możliwość transferu.
Tymczasem sprawa przyszłości OFE kładzie się cieniem na całym rynku kapitałowym. Fundusze nie dość, że muszą w ramach tzw. suwaka więcej przekazywać do ZUS niż otrzymują nowych środków, co w praktyce oznacza wyprzedaż akcji spółek giełdowych, to jeszcze pozostają w niepewnej sytuacji właścicielskiej w akcjonariatach. W wielu firmach „od zawsze” prywatnych ich udział jest na tyle duży, że mają realny wpływ na ich działalność operacyjną i przyszłość. Dla pozostałych prywatnych właścicieli, a przede wszystkim założycieli, nacjonalizacja środków w OFE oznaczałaby częściową nacjonalizację ich firm, czego nikt nie zakładał w najczarniejszym scenariuszu, kiedy szedł na giełdę. I w tym należy upatrywać jeden z głównych powodów lawiny wycofywanych spółek z GPW. Prywatni właściciele wolą nawet wziąć kredyt, aby skupić resztę akcji i zejść z parkietu, niż wystawiać się na ryzyko częściowej nacjonalizacji, o skutkach tak naprawdę nieobliczalnych dla ich losów biznesowych.
Drugą sprawą jest problem takiego komunikowana projektu PPK, aby przekonać rzesze Polaków, że PPK to nie będzie „OFE-bis”, a środki tam zgromadzone naprawdę będą prywatne na zawsze od pierwszej wpłaty (na to akurat jest gwarancja ustawowa). Jednak w świadomości wielu obywateli, a przede wszystkich tych, którzy zdecydowali się na pozostanie w OFE mimo zobrzydzenia ich przez koalicję PO-PSL, nierozstrzygnięcie losów zgromadzonych tam środków jest hamulcem, aby wierzyć państwu w sprawie PPK. Może to skutkować wypisywaniem się z PPK, pod hasłem „drugi raz nabrać się nie dam”. Tyle, że koniec końców uderzy to w długoterminowe oszczędzanie i sprawi, że tzw. stopa zastąpienia przy przejściu na emeryturę będzie dramatyczna, bo rzędu 20-30 proc. Jeśli ustawa o PPK zostanie uchwalona, to natychmiastowym krokiem powinno być ustawowe uregulowanie przyszłości OFE i sprywatyzowanie przynajmniej wspomnianych 75 proc. aktywów. Dodajmy, optymalnie przed wejściem PPK w życie. Bez tego program PPK narażony będzie na ogromne ryzyko. Pozostawiając sprawę OFE nierozstrzygniętą rząd zachowa sobie jednak rezerwuar gotówki na trudne czasy, co będzie dowodzić przebiegłości politycznej.