Awans Polski do grona rynków rozwiniętych według klasyfikacji FTSE Russell nastąpiło w bardzo trudnym momencie dla warszawskiej giełdy. Nie zmienia jednak faktu, że to niezwykle ważne docenienie ponad 25 lat pracy całego środowiska rynku kapitałowego oraz postępu gospodarczego od początku transformacji.
Zeszłoroczna decyzja FTSE Russell o zmianie statusu naszego kraju od 24 września 2018 była szczególna przynajmniej kilku powodów. Po pierwsze Polska jest pierwszym od blisko dekady rynkiem, który awansował do prestiżowego grona rynków rozwiniętych. Po drugie, w tyle zostawiliśmy pozostałe państwa, które razem z nami są w Unii Europejskiej i mniej więcej równolegle tworzyły rynek kapitałowy, np.Węgry i Czechy, które pozostały w koszyku Advanced Emerging. Po trzecie, aż od 2011 r. byliśmy na liście obserwacyjnej i przez ten czas udało się poprawić kilka elementów, które były konieczne, aby awansować (np. z rynku walutowego czy derywatów). W tym miejscu ważne jest pokreślenie, że tzw. check lista FTSE Russell liczy aż 21 obszarów i wszystkie bez wyjątku muszą być spełnione, aby stać się rynkiem rozwiniętym. Po czwarte, była to decyzja komitetu indeksowego, w skład którego wchodzą praktycy globalnego rynku kapitałowego, a nie teoretycy, więc nasz rynek, a także rozwój całej gospodarki mierzony wskaźnikiem GNI, zostały docenione przez tych, którzy na tym rynku handlują.
Trzeba traktować decyzję FTSE Russell jako uznanie dorobku całego środowiska rynku kapitałowego od początku lat 90., bo właśnie wtedy położono podwaliny pod dobrze uregulowany i transparentny rynek. Dobrze się stało, że właśnie w ten sposób, jako dorobek całego pokolenia rynku kapitałowego, jest komunikowany nasz awans przez prezesa GPW Marka Dietla. Mamy wówczas poczucie jedności w środowisku, a nie narrację, że otrzymujemy nagrodę jedynie za zasługi ostatnich lat. Dlatego tak naprawdę jest to święto całego naszego rynku kapitałowego, który został stworzony od zera na początku lat 90. i przeszedł niebywałą drogę: od mini giełdy z pięcioma spółkami i obrotem 2 tys. zł na inauguracyjnej sesji do kilkuset firm i 5,4 mld zł na sesji poprzedzającej nasz awans do rynków rozwiniętych.
Owszem, ważne są rozważania i wyliczenia czy z Polski w pierwszej reakcji na zmianę klasyfikacji jednak odpłynie 300 czy 600 mln dolarów z rynku. Ale nie może zmienić to faktu, że taki awans jest dla nas i nagrodą, i jednocześnie ogromnym wyzwaniem, aby przyciągnąć na nasz parkiet wielkich inwestorów reprezentujących 80 proc. globalnego kapitału. Tak naprawdę dopiero za rok-dwa dowiemy się jaki był praktyczny efekt awansu Polski. Dla naszych spółek to także wyzwanie w zakresie relacji inwestorskich, które niestety w wielu dużych firmach kuleją, a świat nie wybacza w tym zakresie błędów, słabego komunikowania i pasywności. Z naszych spółek jedynie PKO BP został uznany za na tyle „duży”, aby być w kategorii „duża spółka”, ale to czy pozostałe 36 firm sklasyfikowanych jako „średnie” i „małe” pozostaną w swoich kategoriach zależy tylko od nich. Niech inwestują, przejmują, emitują akcje, zwiększają kapitalizację i płynność obrotu, a zostaną docenione, bo ten awans to nie tylko podnoszone często obawy, że będziemy kopciuszkami wśród developed markets razem z Irlandią, Portugalią czy Nową Zelandią. To także ogromna szansa, którą należy chcieć wykorzystać i rozwinąć nasz rynek. Dlatego należy przezwyciężyć kryzys, w jakim obecnie się znajdujemy, aby prestiżowy awans do rynków rozwiniętych nie przesłonił nam skutków afery GetBack, exodusu spółek z parkietu, braku debiutów i spadających obrotów.