Gdyby wybory samorządowe odbywały się kilka miesięcy później, temat smogu stałby się gorącym tematem walki politycznej, bo wyborcy znowu poczuliby czym oddychają i zadali trudne pytania. Na razie siła lobby węglowego sprawiła, że czeka nas kolejny sezon grzewczy z najgorszej jakości odpadami węglowymi w piecach-„kopciuchach”, czego nie przykryje rządowa kampania termomodernizacji.
Mamy połowę października, bezwietrzne dni i coraz niższe temperatury. Mimo słonecznej pogody w milionach polskich domów zaczyna się palić w piecach, często byle czym, od plastików po odpady węglowe. W niektórych miastach, np. w Krakowie, temat walki ze smogiem dopiero na finiszu kampanii wyborczej powraca jak bumerang. A wydawało się, że jest szansa, aby zeszłoroczna zima, podczas której miasta borykały się ze smogiem i wprowadzały np. darmową komunikację, była ostatnia, kiedy smog będzie aż tak dokuczliwy. Miał w tym pomóc rządowy program Czyste Powietrze, który od wielu miesięcy jest tematem debaty publicznej. Co mamy po roku? Otóż widać, że rządowi o wiele łatwiej jest wydać ogromne pieniądze na ocieplenie domów (na termomodernizację ma pójść nawet 100 mld zł), niż wyeliminować z rynku kiepskiej jakości paliw stałych, które ludzie wrzucają do pieca. Powód jest banalny. Z politycznego punktu widzenia termomodernizacja, jako sztandarowy sposób walki ze smogiem, nie jest politycznie kontrowersyjna, tylko łatwa i przyjemna. Państwo daje kasę, właściciele domów je ocieplają, a potem potrzebują mniej energii, aby je ogrzać.
Tymczasem normy dla paliw stałych są poważnym problemem politycznym, ponieważ naruszają interesy lobby górniczego. Doszło nawet do sytuacji, gdy związkowcy górniczy poskarżyli się do premiera na działania pełnomocnika ds. rządowego programu Czyste Powietrze. Ale to nie pełnomocnik miał ustalić i wprowadzić w życie szczegółowe przepisy o nowych normach, tylko resort energii, który mocno trzyma stronę górnictwa. Ustawa o systemie monitorowania i kontrolowania jakości paliw weszła w życie 12 września, ale kluczowe są rozporządzenia resortu do ustawy, który ostatecznie przesądzają, co można kupić na rynku i jak certyfikowane, aby palić w piecu. Projekt rozporządzenia był ostro krytykowany przez organizacje ekologiczne, których zdaniem nadal będzie można wprowadzać do obrotu odpady węglowe (np. flotokoncentraty) zmieszane z miałami.
Wreszcie 27 września pojawiło się długo wyczekiwane rozporządzenie, a zostało opublikowane w Dzienniku Ustaw 4 października. Wejdzie jednak w życie dopiero 30 dni od dnia ogłoszenia, zatem na początku listopada. To bardzo ważne w kalendarzu, bowiem wiele gospodarstw domowych nie czeka na ostatni moment z zaopatrzeniem się w surowiec, tylko kupuje go z wyprzedzeniem, np. latem lub wczesną jesienią. Dodatkowym dopingiem, aby to zrobić jeszcze w tym miesiącu jest właśnie wiedza, że wkrótce wejdzie w życie rozporządzenie. Można odnieść wrażenie, że cały tryb legislacyjny dotyczący ustawy i rozporządzeń był tak długo procedowany, aby faktycznie jeszcze jeden sezon grzewczy pozostał „po staremu”, co jest na rękę spółkom węglowym. To zapewne przypadek, ale rozporządzenie w sprawie wymagań jakościowych dla paliw stałych wejdzie w życie dokładnie po II turze wyborów samorządowych. Więc to, jak będzie działać, w praktyce dowiemy się już kiedy nie będzie mogło być to tematem politycznym w kampanii wyborczej. W ten sposób temat walki ze smogiem na froncie jakości paliw został przerzucony w praktyce nie tylko poza najbliższy sezon grzewczy, ale także poza wybory samorządowe. Zamiast tego mamy w przestrzeni publicznej kampanię informacyjną dotyczącą wydatków rządowych na politycznie neutralną termomodernizację. A nad węglem cisza. Jednak wiele wskazuje, że jest to cisza przed burzą, bo ekolodzy na pewno nie odpuszczą i będą śledzić i recenzować jak w praktyce działa ustawa i rozporządzenie o jakości paliw. A będzie tym głośniej o paleniu w piecach, im większym problemem tej zimy stanie się smog i częściej pojawiać się będą alerty.