Projekt nowej polityki energetyczna dla Polski potwierdza ochronę węgla jako paliwa, bo choć w miksie energetycznym jego udział ma spadać, to zużycie długo utrzyma się na niezmienionym poziomie. Taka strategia grozi nam wysokimi cenami prądu i utratą rentowności firm energetycznych, jeśli będzie postępować dekarbonizacja w Europie.
Zwycięstwo lobby węglowego i zabezpieczenie przyszłości krajowych kopalń i górników – tak w skrócie można podsumować projekt strategii dla polskiej energetyki do 2040 r. przygotowany przez resort energii. Obecnie z węgla pochodzi ok. 80 proc. energii, w 2030 roku ma to być 60 proc., a docelowo w 2040 r. – poniżej 30 proc. Na pierwszy rzut oka wynika z tego, że znaczenie węgla będzie spadać, ale będzie to wynik jedynie zwiększania zapotrzebowania na prąd i budowy nowych źródeł zeroemisyjnych (OZE i bloki jądrowe), a nie odchodzenia od węgla. Jeśli w kolejnych latach zużycie węgla ma pozostać na niezmienionym poziomie (a energetyka zawodowa i elektrownie potrzebują rocznie aż ok. 50 mln ton węgla), to oznacza, że tak naprawdę politycy chcą zagwarantować rynek zbytu dla polskich kopalni, czyli zatrudniający obecnie ok. 80 tys. osób sektor nie ma czym się przejmować,
Taka polityka prowęglowa rodzi jednak szereg zagrożeń. Po pierwsze już obecnie polskie kopalnie nie są w stanie zapewnić wystarczającej ilości węgla dla energetyki. Powodem nie jest jedynie zaniechanie inwestycji w nowe złoża podczas dekoniunktury na rynku węgla, która faktycznie doprowadziła do bankructwa Kompanię Węglową, ale także coraz większe trudności geologiczne – fedrować trzeba coraz głębiej i przy wysokich zagrożeniu metanowym, co zmniejsza efektywność i podnosi koszty wydobycia. W „starych” kopalniach kończą się pokłady węgla, który można opłacalnie wydobywać, a „nowych” kopalń jak na razie nikt nie wybudował. Plany nowych szybów pozostają na papierze, a do takich inwestycji nie palą się także samorządy, z uwagi na degradację środowiska i ryzyko, że będą miały u siebie problemy społeczne, jeśli jednak przyszłość węgla i jego znaczenia nie będzie wyglądała tak różowo jak chcą tego rządowi planiści.
Alternatywą dla krajowego węgla jest import, który już obecnie bije historyczne rekordy. Tyle, że stawiając długoterminowo na energetykę węglową godzimy się na uzależnienie od surowca z Rosji, co podważa przeczy zasadzie bezpieczeństwa energetycznego. Realia są takie, że węgla z Rosji płynie coraz więcej, bo cenowo jest konkurencyjny (pochodzi np. z tańszych kopalni odkrywkowych i ma zapewniony tani transport kolejowy do polskiej granicy). Konieczność sprowadzania ogromnej ilości rosyjskiego węgla spowodował, że ucichła po stronie rządowej ideologiczna krucjata przeciwko temu. Polityczne przeproszenie się z węglem rosyjskim jest na pewno trudne do przełknięcia, ale projektując taką, a nie inną strategię dla polskiej energetyki, wyjścia nie ma. Owszem, możemy sprowadzać surowiec z USA czy innych kierunków drogą morską, ale trudno oczekiwać, aby była to wystarczająca konkurencja dla Wschodu.
Problemem dla polityki energetycznej w tym kształcie jest nie tylko dostępność surowca, ale także ryzyko korporacyjne dla polskich spółek energetycznych. Obecnie trwa kilka wielkich inwestycji w potężne źródła węglowe, które są krytykowane nie tylko przez ekologów, ale także wielu ekspertów, którzy nie na żarty boją się trwałej utraty rentowności przez energetykę węglową z powodu polityki dekarbonizacji w Unii Europejskiej. Przedsmak tego mamy już obecnie, bo po dramatycznym wzroście cen uprawnień do emisji CO2 z 5-6 euro za tonę do ok. 20 euro, okazało się, że ceny prądu poszybowały w górę o ponad połowę, a firmy energetyczne ponoszą ekstra koszty idące w setki milionów złotych. Scenariusze dla CO2 mówią, że cena za tonę może w kolejnych latach podskoczyć nawet do 30-40 euro, co wpędzi producentów prądu z węgla w poważne problemy. W tej sytuacji może nie pomóc fakt, że polska energetyka się technologicznie unowocześnia, bo stare bloki, emitujące bardzo dużo zanieczyszczeń, będą zastępowane przez nowe, o tzw. wysokiej sprawności i zdecydowanie bardziej ekologiczne. Jeśli polityka dekarbonizacji będzie postępować, to w skrajnym przypadku może dojść do trwałej utraty rentowności. A polityka przerzucania kosztów na polski przemysł doprowadzi w końcu do utraty jego konkurencyjności i zjawiska carbon leakage, czyli przenoszenia energochłonnej produkcji do innych państw. Ochrona – poprzez system rekompensat – odbiorców indywidualnych to ucieczka przed problemem na krótką metę, bo jeśli ceny CO2 będą nadal pchały ceny prądu w górę, to najzwyczajniej w świecie budżetu może być nie stać na coraz większe dotacje, tym bardziej że wzrost PKB będzie spadać.
W sumie pod względem węgla projektowana polityka energetyczna nie jest żadnym zaskoczeniem, bo udowadnia tylko, że wszystkim rządzą interesy lobby węglowego, za którym stoi wielka polityka, bo na Śląsku mieszka przecież cztery miliony wyborców.