Samo zorganizowanie w Katowicach światowego szczytu klimatycznego nie jest prowokacją polityczną. Ale eksponowanie węgla i przekonywanie, że należy go utrzymywać jako źródło energii trąca już katastrofalną wizerunkową porażką na oczach całego świata.
Gdyby Polska pokazała się w Katowicach jako węglowa potęga, która stawia na ewolucyjne odejście od tego źródła energii, aby przyczynić się do poprawy klimatu, pewnie zyskałaby uznanie uczestników COP24. Zamiast tego mamy twardą węglową retorykę, która może i uchodzi lokalnie w niektórych środowiskach związanych politycznie z lobby węglowym Polsce, ale na światowym poziomie jest po prostu nie akceptowalna. Próbkę pokazania, że nasz kraj stawia twardo na węgiel przez najbliższe dwie dekady, mieliśmy już przy okazji zaprezentowania projektu polskiej polityki energetycznej. Zakłada ona, że do 2040 r. będziemy spalać rocznie tyle węgla, co obecnie. A zmiana procentowego udziału czarnej energii w miksie energetycznym będzie wynikać jedynie z dokładnia do istniejących mocy węglowych OZE oraz atomu.
Taki kierunek polityki energetycznej, która stoi w jawnej sprzeczności z polityką dekarbonizacji UE, wskazywał, że długoterminowa obrona węgla jako surowca w energetyce stanie się też podstawą polskiego przekazu podczas COP24. I tak się stało. Tyle, że to jest dość szokujący przekaz dla tysięcy uczestników szczytu, bo nie tego się spodziewali przyjeżdżając do Katowic. Zamiast rozsądnego zmniejszania ilości spalanego węgla w Polsce, co idzie ze spadkiem możliwości polskich kopalń, mamy dość wątpliwe dyplomatycznie deklaracje, że węgla mamy na 200 lat i nie zawahamy się go spalać. A mówienie o utrzymaniu suwerenności energetycznej opartej na węglu w kontekście dramatycznie rosnącego importu surowca z Rosji (w tym roku ponad 10 mln ton) jest po prostu śmieszne i wskazuje na niezrozumienie czym jest bezpieczeństwo energetyczne. Owszem, od 2022 r. możemy już gazu z Rosji nie sprowadzać, ale jeśli równocześnie uzależnimy się rosyjskiego węgla, to jakie to w sumie bezpieczeństwo energetyczne?
Delegaci na COP24 są wyraźnie zaskoczeni takimi deklaracjami gospodarza szczytu, a także – niestety fatalnym marketingowo – eksponowaniem węgla na polskich stoiskach. Skoro go już musimy spalać ten surowiec i wiemy, że wpływa mocno na emisje CO2, to po co jeszcze go tak prowokacyjnie eksponować? Dodatkowo, biorąc pod uwagę smog panujący w Katowicach, uczestnicy szczytu mogą we własnych plucach doświadczyć jak to jest żyć w ekologicznie zagrożonym węglem regionie. Podczas szczytu mamy tysiące gości i wielu jest zakwaterowanych w różnych lokalizacjach, w miastach metropolii śląskiej, gdzie obok hoteli, pensjonatów i mieszkań widzą i czują czym ludzie palą w piecach. I to będzie ich fatalne wrażenie, z którym wyjadą z Katowic. Bo liczy się nie tylko wielka polityka, ale także indywidualne poczucie „co jest grane” w Polsce z węglem i ochroną klimatu. Niestety, grudzień to nie czerwiec ani lipiec, a polskie władze to nie zwolennicy zredukowania ilości spalanego węgla i przestawienia energetyki węglowej na źródła zeroemisyjne. Dlatego COP24 będzie dla Polski węglową katastrofą wizerunkową, która trafi do podręczników pod hasłem jak nie należy robić polityki.