Sygnały z przemysłu wskazują, że końcówka roku była słaba i hamowanie polskiej gospodarki już się rozpoczęło, a w 2019 r. może tylko przybrać na sile.
Badanie IHS Markit wskazujące, że przemysłowy indeks PMI spadł w grudniu do zaledwie 47,6 jest ważne z kilku powodów. Po pierwsze, to kolejny z rzędu sygnał pogorszenia koniunktury w polskim przemyśle, po drugie wyraźne pogłębienie trendu, bowiem poziom 50 oddziela rozwój od recesji. Po trzecie, zaczynamy płacić coraz wyższą cenę za spowolnienie niemieckiej gospodarki, bowiem to nasz największy partner handlowy i wiele krajowych firm jest powiązanych mocno kooperacyjnie z kontrahentami zza Odry. I zmagając się z mniejszymi zamówieniami z tego kierunku będą mieli alternatywę: ograniczyć moce produkcyjne, albo postarać się upchnąć nadwyżkę na innych rynkach eksportowych i w kraju, co w wielu wypadkach – biorąc pod uwagę specyfikę produkcji i sprofilowane zapotrzebowania starych odbiorców – nie będzie możliwe. A przynajmniej nie stanie się z miesiąca na miesiąc, a to już będzie oznaczać, że przed nami coraz chudsze kolejne przemysłowe kwartały.
Wiele wskazuje, że wchodzimy gospodarczo w trudny rok, w którym z jednej strony firmy muszą stawić czoło rozbudzonym oczekiwaniom pracowniczym (wyższe pensje), a z drugiej mogą być zmuszone w takich okolicznościach zmniejszać produkcję, skoro spadną im zamówienia. Taka mieszanka jest prostą receptą na spadek rentowności i pogorszenie konkurencyjności polskich firm. W tej sytuacji trudno oczekiwać, aby nastąpiło wyraźne odbicie inwestycji prywatnych w 2019 roku, bo skoro trudniej będzie sprzedać to, co zostało już wyprodukowane albo wykorzystać optymalnie posiadane moce produkcyjne, to po co pchać się w nowe inwestycje, które spłacane będą latami? Najprawdopodobniej nadal inwestycje ciągnąć będą samorządy i państwo, wszak – pomimo krytyki Unii Europejskiej – stale płynie do nas strumień miliardów euro z kończącej się wkrótce perspektywy finansowej, które trzeba na bieżąco wydawać. Jednak tak naprawdę niski poziom inwestycji w pełni prywatnych jest niepokojący na dłuższą metę, bowiem pieniędzy z Brukseli będzie na pewno mniej w kolejnej perspektywie finansowej, a wtedy lukę inwestycyjną muszą wypełniać inwestycje prywatnych firm lub partnerstwo publiczno-prywatne. A skoro inwestycje prywatne kulały przez ostatnie lata, to trudno przypuszczać, aby nagle sytuacja się zmieniła.
W sumie sygnały z przemysłu, który dodatkowo przez długie miesiące był wręcz przerażony perspektywą skokowych podwyżek cen prądu, nie pozostawiają wątpliwości, że pożegnamy się ze wzrostem PKB na „piątkę’, a zapowiada się trudna walka o utrzymanie „czwórki”. Najwięcej zależeć będzie od czynników zewnętrznych: koniunktury w Niemczech i całej Unii Europejskiej, skutków gospodarczych Brexitu oraz dalszych losów wojny handlowej USA kontra reszta świata. I niech nikt nie żyje złudzeniami, że „nasza chata z kraja” i „jakoś to będzie”. W tym roku boleśnie odczujemy, że jesteśmy elementem gospodarczego ekosystemu Unii Europejskiej i globalnej wioski.