Konieczność budowy innowacyjnej gospodarki sprawia, że zarówno po stronie prywatnych inwestorów jak i państwa zaczął się duży ruch z oferowaniem start-upom kapitału. W grę wchodzą ogromne pieniądze, ale także ogromne ryzyko, szczególnie dla sektora publicznego.
Pod względem innowacji mamy wiele do zrobienia, bo dłużej nie będziemy już w Europie i na świecie konkurować tanią siłą roboczą i niskimi cenami energii. Kto tego teraz nie rozumie, jest na prostej drodze do politycznej i biznesowej katastrofy. Silnikiem gospodarki musi zostać wiedza i innowacyjne rozwiązania, które pozwolą w następnej dekadzie uniknąć Polsce wpadnięcia w tzw. pułapkę średniego dochodu. Czyli wskoczyć na poziom w pełni rozwiniętej gospodarki jak Singapur czy Korea Południowa, a nie zostać na miejscu rynku rozwijającego, co dzieje w Ameryce Południowej.
To wszystko jest do zrobienia i w Polsce panuje taka świadomość. Przykładowo w Strategii Rozwoju Rynku Kapitałowego położono akcent na rozwój fintechów i nowych technologii, a wszystko okraszono postulatem, aby zwiększyć w Polsce udział inwestycji w innowacje z 0,96 PKB w kierunku unijnej średniej 3 proc. W samej SRRK warto wyróżnić np. cenny postulat stworzenia na rynku finansowym „piaskownicy regulacyjnej”, gdzie start-upy typu FinTech mogłyby w spokoju testować nowe produkty i usługi finansowe przy zmniejszonym rygorze prawnym ze strony regulatora rynku.
O ile wcześniej innowacje w Polsce miały być głównie rozwijane przez kapitał prywatny, to w ostatnich trzech latach swoją pozycję mocno zaakcentowało państwo, którego agendy rozdzielają nie tylko dotacyjne środki unijne, ale także własne publiczne. I tu dochodzimy do kilku ważnych pytań, na które trzeba sobie odpowiedzieć: czy państwo powinno zapewnić przyjazne otoczenie regulacyjne czy także kapitał, czy jego pochodzenie ma znaczenie (zagraniczny/krajowy, państwowy/prywatny,), czy urzędnicy są gotowi do podejmowanie decyzji ryzykownych inwestycyjnie, bo przecież kariera wielu start-upów może skończyć się plajtą. Ogromne znaczenie ma także odpowiedź na pytanie: w jaki sposób zbudować ścieżkę finansowania od startupu do dojrzałej firmy (aniołowie biznesu, seed capital, finansowanie społecznościowe – crowdfunding, capital venture, fundusze private equity, giełda) i kiedy zdecydować o jej skierowaniu na rynek publiczny.
Potrzebę wypełnienia luki kapitałowej dla start-upów widzi zarówno sektor prywatny jak i publiczny. Gołym okiem widać jak rośnie gotowość funduszy venture capital/private equity w finansowaniu drogich inwestycji na rynku niepublicznym, ale także inicjatywy np. Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, który tworzy NCBR Investment Fund, który będzie mógł inwestować w spółki kapitałowe do 15 mln euro, mając po drugiej stronie prywatnego inwestora, który wyłoży także własny kapitał. To wszystko dzięki temu, że NCBR otrzymał już ustawową możliwość nie tylko działania w modelu dotacyjnym (np. środki unijne), ale także inwestycyjnym. W ten sposób kapitał publiczny może pomóc wypełnić lukę kapitałową przy komercjalizacji dużych projektów innowacyjnych, a potem wyjść z takich projektów np. przez giełdowe IPO lub sprzedaż inwestorowi strategicznemu. Już w tym roku mogą się pojawić takie pierwsze inwestycje, bowiem budżet inwestycyjny NCBR na 2019 przewiduje na ten cel ok. 30 mln zł.
Działania NCBR wskazują, że rozpoczął się wyścig między kapitałem prywatnym i publicznym w finansowaniu atrakcyjnych projektów. I każdemu inwestorowi marzy się zapewne, aby trafić na swój „Skype”: wyłożyć jak jeden z funduszy 20 mln dolarów i sprzedać potem interes zgarniając 2,6 mld dolarów.