Wystarczyło, że prezydent USA Donald Trump pogroził na Twitterze, że podwyższy dla Chin cła, aby na światowych giełdach, w tym także w Warszawie, indeksy poleciały w dół. To kolejny znak, że Twitter błyskawicznie wpływa na giełdy, co z reguły politykom uchodzi na sucho, choć w sumie ujawniają informacje cenotwórcze.
Poniedziałkowa sesja mogłaby uchodzić za standardową, gdyby nie „ćwierknięcie” amerykańskiego prezydenta, że towary chińskie warte 200 mld dolarów w skali roku zostaną obłożone cłami w wysokości 25 proc., a nie jak dotychczas – 10 proc. I to od piątku. A że wojna handlowa to straszak dla światowych giełd, to notowania runęły w dół. Inwestorzy zdali sobie sprawę, że nadzieje na polubowne zakończenie w negocjacjach wojen celnych między USA a „resztą świata” może być tylko złudzeniem. Zapowiedź „karnej” podwyżki ceł dla Chin jest tego dowodem, więc wychodzi na to, że prezydent USA właśnie otworzył kolejny rozdział wojny handlowej, w której miał już zapanować pokój.
Jednak nie tylko sama treść informacji jest tutaj ważna, ale także jej forma i sposób przekazania. Prezydent USA po raz kolejny za najlepszy sposób porozumiewania się ze wszystkimi uznał „ćwierknięcie” na Twitterze, nie bacząc zupełnie jakie skutki momentalnie może to wywołać na globalnych rynkach finansowych. Co więcej, informację, o takiej randze cenotwórczej można uznać za poufną i przekazywanie jej w taki sposób może u wielu inwestorów budzić mieszane uczucia, jeśli nie podejrzenie o stąpanie po kruchym lodzie pod względem obowiązków prawnych.
Jednak pod tym względem praktyka rynku kapitałowego pokazuje, że politycy, niezależnie od rangi i stanowiska, mogą po prostu liczyć na bezkarność, a co najmniej pobłażliwość ze strony organów nadzorujących rynek. Pod tym względem także mamy na naszym podwórku kilka podobnych doświadczeń. W 2013 r. minister Radosław Sikorski „ćwierknął” o cenie gazu, co wywołało reakcje inwestorów giełdowych. I co? I nic. Minister nie poniósł żadnych konsekwencji, poza krytyką takiego zachowania w mediach. Po prostu politycy są uważani za takich, co „mogą więcej”. Ścieżkę dla ministra Sikorskiego przetarł wcześniej premier Donald Tusk, który podczas expose z trybuny sejmowej – w trakcie sesji! – zapowiedział wprowadzenie podatku od kopalin (na szczęście nie Twitterem), który tak naprawdę uderzał finansowo tylko w jedną wielką firmę – KGHM. Notowania jednej z największych firm z indeksu WIG20 zanurkowały, bo oznaczało to, że miliardy z kasy kombinatu pójdą bezpośrednio w postaci daniny do skarbu państwa, co zmniejsza potencjał do wypłaty dywidendy. I nie mylili się, bo choć opozycja przed wyborami 2015 r. obiecały znieść „szkodliwy” podatek, to KGHM jak płacił, tak płaci.
Zatem pokusa, aby sięgnąć po Twittera i ogłosić coś ważnego światu bez oglądania się na konsekwencje dla giełd jest wśród polityków ogromna, a przypadek prezydenta Trumpa dowodzi, że na giełdach rządzi błyskawiczna informacja, która może znokautować nie tylko notowania pojedynczych firm, ale i globalnych indeksów. Pytanie o odpowiedzialność autorów „ćwierknięć”, nie tylko polityczną, pozostaje otwarte.