Robotyzacja i automatyzacja jest pilnym wyzwaniem dla wielu polskich przedsiębiorstw, jeśli nie chcą wypaść z rynku na skutek m.in. wysokich kosztów pracy. Fakt, że najwięcej robotów w przeliczeniu na zatrudnionych jest w „tanich” Chinach, powinien dać naszym przedsiębiorcom mocno do myślenia.
Pojawia się coraz więcej raportów i opracowań szacujących jaki wpływ na rynek pracy będzie mieć robotyzacja i automatyzacja. Pewne jest jedno, że roboty zastąpią miliony, jeśli nie dziesiątki milionów pracowników w Unii, a niektóre zawody mogą po prostu zaniknąć np. dzięki rozwojowi sztucznej inteligencji. To nie żadne science fiction, tylko realne wyzwanie, które zmaterializuje się w ciągu najbliższych 5-10 lat. Jak na razie w Polsce wśród przedsiębiorców jest niewielka tego świadomość, choć wzrost kosztów pracy powinien być sprawić, że zapala im się w głowach lampka bezpieczeństwa. Na razie nieunikniona potrzeba robotyzacji dostrzegana jest w firmach kontrolowanych przez zagraniczny kapitał. Przed rokiem byłem w jednej z firm lotniczych w Rzeszowie, gdzie usłyszałem, że w wyniku przejścia na robotyzację tylko jednej linii produkcyjnej, wywoła to ogromne zmiany dla zatrudnionych. Wówczas przy linii pracowało ok. 80 osób, a po wejściu robotów (w systemie door-to-door) zostanie jedynie ok. 30, w tym osób z kwalifikacjami do nowej linii zaledwie… dwie. To przykład, który powinni wziąć sobie do serca nie tylko polscy przedsiębiorcy, ale także politycy. Bo jeśli przegapią moment robotyzacji gospodarki, to znajdzie się ona pod względem konkurencyjności w ogonie Europy. Nie będziemy przyciągać zagranicznych inwestycji, bo skoro praca będzie u nas droga, a na dodatek bardzo drogą energię już mamy, to inwestor będzie mógł postawić zautomatyzowaną fabrykę u siebie w kraju, przy okazji chwaląc się, że zrobił „patriotyczną” inwestycję. Niedawno wiele mówiło się w Niemczech o przeniesieniu z Chin wielkiej fabryki obowia jednej z renonomowanych firm. Był to dowód na to, że można w Europie dokonać reindustrializacji, co jest zgodne z unijnym trendem. Tyle tylko, że fabryka w Niemczech została w pełni zrobotyzowana, więc nie miało znaczenia czy stoi w Chinach czy pod Berlinem. Oznacza to, że wszystkie państwa bazujące na taniej sile roboczej czeka utrata zagranicznych inwestycji w branżach, w których ludzi zastąpią roboty.
Pod względem robotyzacji niestety wypadamy fatalnie. Pod koniec zeszłego roku jeden z wiceministrów przedsiębiorczości podał, że w Polsce mamy zaledwie 70 robotów na 10 000 pracowników, w Niemczech – 300, a w… Chinach aż 500. Co to oznacza? Otóż Chiny zdają sobie sprawę, że czas przewagi taniej pracy w największej szwalni świata się kończy i zamiast obstawać przy starym modelu produkcji, stawiają na robotyzację. To poważny sygnał ostrzegawczy dla takich gospodarek jak polska, bo skoro Chińczycy prą do robotyzacji, to u nas jej zaniechanie może przynieść opłakane skutki. Tym bardziej, że zaczęły się u nas problemy demograficzne, które będą tylko narastać. Kolejne roczniki osób wchodzących na rynek pracy nie są w stanie równoważyć osób przechodzących na emerytury, więc podaż pracy na rynku się zmniejsza. Problem w tym, że robotyzacja jest kosztowna i wielu przedsiębiorców, nawet jeśli zdaje sobie sprawę, że jest nieunikniona, to stara się przeciągnąć ją maksymalnie w czasie. Oby nie przegapili momentu, kiedy staną się niekonkurencyjni i po prostu wypadną z rynku.