Niskie wyceny spółek zachęcają inwestorów do skupowania akcji. Jednak jeśli akcjonariusze nie chcą tanio odsprzedawać, to spekulacyjnie windują kursy na giełdzie, chcąc zmusić chętnych do podwyżki ofert.
Z warszawskiego parkietu nadal więcej spółek ubywa niż na niego przybywa. Pod względem IPO zeszły rok był najgorszym od 2003 r. według analityków firmy doradczej PwC. Spółki nie garną się na parkiet, bo są niskie wyceny i nie opłaca się rozwadniać akcjonariatu, a dotychczasowym właścicielom nie kalkuluje się sprzedawać papierów w drodze dezinwestycji. Dokładnie to samo, co odstręcza potencjalnych emitentów, czyli niskie wyceny, jest za to motorem działań dla inwestorów chcących skupić akcje. Bo skoro wskaźnikowo są taniej, to najlepiej zrobić to zanim wyceny – w wypadku długo wyczekiwanej hossy – wzrosną do takiego poziomu, że nie będzie się to opłacać. Akcjonariusze strategiczni wiedzą doskonale jaki jest standing finansowy firm i ile dywidendy mogą one wypłacić w kolejnych latach, ile mają skumulowanej gotówki na kontach lub kapitału zapasowego, z którego można też wypłacić nadwyżkę. Dlatego nie wahają się kiedy dojdą do wniosku, że cała operacja będzie się opłacać, jej owoce będą konsumować przez długie lata, jeśli tylko podejmą jednorazowy wydatek. Jest to o tyle łatwe, że w ciągu ostatniej dekady na rynku pojawiło się bardzo dużo taniego pieniądza, więc jest z czego finansować wezwania nawet jeśli nie ma inwestor gotówki.
Wiele polskich firm pozostaje w uśpieniu, nie wzbudzają ponadprzeciętnego zainteresowania wśród graczy, ale to się zmienia gdy tylko pojawia się wezwanie. Cena początkowa oferowana przez wzywającego – często minimalna – jest przez dotychczasowych akcjonariuszy traktowana jako swoista cena wywoławcza do negocjacji. Jak się prowadzi takie negocjacje? Otóż wystarczy, że spekulacyjnie na rynku pojawi się większy popyt na papiery spółki, której dotyczy wezwanie, i cena szybuje w górę. Mieliśmy ostatnio, w krótkim czasie dwa takie przypadki: Mostostalu Warszawa (wezwanie Acciony) oraz Pfleiferera (wezwanie Volantis Bitco). Obydwie wyceny podskoczyły natychmiast powyżej cen z wezwania, w wypadku drugiej spółki było to nawet ponad 30 proc. To oczywisty sygnał, że gracze rozpoczęli spekulację pod możliwe podwyższenie oferty. Robią tak, bo w ostatnim czasie doświadczyli wielu takich przypadków. Podwyższenie może mieć dwa źródła: wynik negocjacji wzywającego z największymi inwestorami finansowymi (np. OFE lub TFI) lub pojawienie się kontrwezwania, czyli drugiego chętnego, który musi przebić ofertę. Ten ostatni schemat widowiskowo przedstawiał się w wypadku spółki PCM, na którą było aż trzech chętnych i wielokrotnie przebijali się cenami (ostatecznie wygrał PKO Leasing), i finalnie spółka została przejęta dwa razy drożej niż oferowano w pierwszym wezwaniu.
Kiedy może zakończyć się festiwal wezwań na GPW, który w wielu wypadkach kończy się opuszczeniem przez spółkę parkietu? Wystarczy, że wzrosną wyceny akcji do takiego poziomu, że ogłaszanie wezwań po prostu przestanie się opłacać. Do tego musi na rynku pojawić się więcej świeżego kapitału inwestycyjnego z kraju i zagranicy. Sprzyjać temu będzie pojawienie się pieniędzy z PPK i uporządkowanie przyszłości OFE.