Pierwsza od kryzysu w 2008 r. obniżka stóp procentowych przez Fed jest wyrazem uległości banku centralnego wobec żądań politycznych. Może uruchomić na całym świecie kolejną licytację na obniżki stóp procentowych, aby osłabić waluty i wygrywać wojny walutowe.
Po wielu połajankach prezydent USA Donald Trump dopiął swego – amerykański bank centralny ugiął się pod presją i obniżył główną stopę procentową o ćwierć punktu procentowego. To z kilku powodów decyzja historyczna. Po pierwsze pierwsza obniżka od ponad dekady, kiedy stopy zostały ścięte do nieomal zera, aby uratować gospodarkę USA po upadku Lehman Brothers i wybuchu kryzysu finansowego. W tym okresie doświadczyliśmy tzw. niekonwencjonalnej polityki monetarnej, która poskutkowała nie tylko zerowymi stopami, ale przede wszystkim gigantycznym dodrukiem dolarów, który rozregulował rynki finansowe do tego stopnia, że doszło do ogromnej inflacji aktywów na największych giełdach światowych. Gdyby cięcie stóp miało być pierwszym w serii, jak chce tego prezydent Trump, to powrócilibyśmy do zalewu rynków przez tani pieniądz. Na to się jednak nie zapowiada, bowiem szef Fed wprawił wszystkich w zdumienie deklaracją, że nie należy tego traktować jako początku serii obniżek, a jedynie jest to skorygowanie wysokości stóp (być może chodzi o to, że ostatnia podwyżka stóp – tak krytykowana przez Trumpa – była niepotrzebna). Jak będzie zobaczymy, bo w USA nastąpiło ogromne przewartościowanie nie tylko samej polityki monetarnej, ale także roli i niezależności banku centralnego. Fed, uznawany przez dekady za niezależnego strażnika wartości pieniądza i wzrostu gospodarczego, stał się politycznym chłopcem do bicia , i władza wykonawcza poważnie ingeruje w jego decyzje swoją nieustanną krytyką oraz sugerowanie co jest dobre, a co złe dla Ameryki. Oczywiście „dobre” są jak najniższe stopy, czyli tańszy kredyt dla milionów Amerykanów, którzy pójdą w 2020 r. do urn wyborczych. W ten sposób bank centralny stał się elementem rozgrywki politycznej na najwyższym szczeblu, i – czego dowodzi cięcie stóp – przynajmniej częściowo ulega presji. Tym bardziej, że gospodarka USA wcale nie się tak źle, aby trzeba było zapewnić jej tańszy kredyt, który może również podnieść inflację.
Decyzje Fed są pilnie obserwowane na całym świecie, bo wysokość stóp procentowych, a w zasadzie ich różnice z innymi największymi gospodarkami, wyznaczają kierunki przepływu ogromnych ilości kapitału. Wyższe stopy w USA przyciągały inwestorów liczących na większe zyski z obligacji skarbowych, które np. w strefie euro w wielu wypadkach mają już ujemne rentowności. Obniżka w USA wywoła presję na podobne kroki w strefie euro, gdzie EBC już zapowiedział, że we wrześniu może ruszyć stopy i zdecydować o skupie aktywów. Sęk w tym, że jeśli tani pieniądz, lub wręcz darmowy, ma być remedium na wszystkie problemy ze spowalniającą gospodarką europejską, to jest to bardzo problematyczne lekarstwo na dłuższą metę. Otwarte pytanie pozostaje, co zrobią banki centralne, gdy przyjdzie kolejny kryzys np. wywołany szokiem naftowym, jeśli wcześniej wystrzelają już całą amunicję, czyli stopy będą zerowe lub bliskie zera, z świat będzie zasypany pieniądzem.